Zero Waste - Życie bez odpadków
W wywiadzie dla Informatora Pomorza Katarzyna Wągrowska, autorka książki Zero Waste- Żyj bez śmieci w swoim popularnym opracowaniu prezentuje, jak codzienne wybory konsumpcyjne mogą mieć wpływ na stan środowiska naturalnego oraz lokalną ekonomię.
Zero Waste jako filozofia i gotowa recepta na życie- jak Pani to rozumie?
Dla mnie to pojęcie stało się stylem życia, czymś co tak bardzo weszło w nawyki i porządek mojego codziennego dnia, że postępuję w myśl tej filozofii automatycznie, bez zastanawiania się nad jej drobiazgowymi aspektami. Gdy zaczynałam, wiele moich wcześniejszych postaw i przyzwyczajeń musiało ulec zmianie. Teraz postanowienie niegenerowania nadmiernej ilości odpadków jest nierozłącznym tłem wszystkich moich wyborów konsumpcyjnych.
Uporządkowała więc Pani nie tylko własny dom, ale też przestrzeń dookoła siebie a stopniowo również życie.
Zero Waste jest zmianą sposobu myślenia, nałożenie na swoje oczy okularów, dzięki którym na wszystkie działania będziemy patrzeć przez pryzmat ograniczenia produkcji odpadów, społecznej odpowiedzialności swoich wyborów konsumpcyjnych. Później każda rzecz, której używamy i którą kupujemy w sklepie stanie się śmieciem. Już w momencie kupowania trzeba pomyśleć o tym, jak ją utylizować. Musimy zostawić naszej planecie w spadku jak najmniej niechcianych efektów ubocznych naszego życia.
Jeszcze na początku lat 90. Polacy byli daleko w tyle pod względem produkcji hałd śmieci za konsumentami z Europy Zachodniej. Czy teraz dołączyliśmy do tej niechlubnej sztafety?
Dokładnie tak. Wydawało się nam, że wszystko co znajduje się za zachodnią granicą jest lepsze. Nie wnikaliśmy w istotę powstawania nowych produktów. Wszystko wydawało się bardziej kolorowe, a przez to atrakcyjne. Pochodną jednorazowości była dla nas wygoda. Komfort jest dla nas nadal bardzo ważny, gdyż żyjemy coraz szybciej. Nie chce się nam zastanawiać nad tym, co tak naprawdę kupujemy. Produkt ma być wygodny w użyciu, smaczny, ładnie wyglądający i najlepiej jednorazowy. Większość konsumentów ma jeszcze naleciałości z początku lat 90. ale na szczęście zaczyna to ulegać zmianie. Pokolenie dorastające w latach 90. I 2000. zaczyna już zadawać pytania o pochodzenie i sposób pakowania produktów. Mam nadzieję, że ci konsumenci zdołają ukształtować polski rynek.
Ile śmieci produkuje w ciągu roku przeciętny Kowalski?
Nie mam pełnych danych, ale kilka liczb pozwoli zobrazować skalę problemu. Nasi rodacy zużywają średnio 466 plastikowych torebek rocznie. Dla porównania Duńczyk zużywa tylko 4. Być może nowe przepisy, które zaczną obowiązywać w naszym kraju od 2018r. nieco zmienią ten stan rzeczy. Jednak nie wszystkie torebki foliowe zostaną obciążone dodatkową opłatą. Cienkie torebki, które znamy z działów warzywnych w dużych hipermarketach będą nadal w powszechnym użyciu. Nim nałożymy opłaty na torby foliowe, wytłumaczmy nabywcom na czym polega funkcja takiego rozwiązania. Powinniśmy również tłumaczyć ludziom co się stanie, jeśli foliowa siatka zostanie wyrzucona w pobliżu leśnej łąki, czy w parku. Wiele zwierząt może pomylić ją wówczas z pożywieniem. Nie bez znaczenia dla naszego zdrowia, jest mikropolimerowy pył pozostający po procesach rozkładu, którym ulegają opakowania.
Jak Pani styl życia przekłada się na codzienne zakupy?
Przede wszystkim zawsze pakuję do własnych pojemników i torebek. Zazwyczaj nie spotykam się z odmową. Zazwyczaj jednak wystarczy krótkie wyjaśnienie. Często słyszę entuzjastyczne komentarze na temat moich bawełnianych toreb. Kilka takich toreb na zakupy noszę w plecaku, który zawsze mam ze sobą. Pomimo planowania czasem każdemu mogą zdarzyć się zakupy sporadyczne. Torby przechowuję również w kuchni i bagażniku samochodu. Używamy również bawełnianej torby na chleb. Unikamy jakichkolwiek foliowych toreb. Produkty sypkie- mąki, kasze i makarony przepakowujemy do własnych słoików. Większe zakupy często robię w kooperatywie spożywczej, gdzie mogę zaopatrzyć się praktycznie we wszystkie warzywa i owoce, a także sery, zioła i miód. Udało mi się nawet zamówić choinkę.
Kooperatywę można porównać do spółdzielni bądź klubu miłośników zdrowej żywności. Interesuje nas żywność, która nie jest karmiona pestycydami czy nawozami sztucznymi. Szukamy żywności wytwarzanej przez lokalne gospodarstwa rolne. Produkty nie mogą docierać do odbiorcy z odległości większej niż 100km. Każdy dostawca powinien być równocześnie członkiem kooperatywy, co daje mu prawo do składania zamówień. Nawiązujemy współpracę bezpośrednio z producentami, unikając pośredników w handlu zbijamy również cenę produktu końcowego. Ceny żywności nabywanej przez członków kooperatywy są tańsze niż asortyment sklepów ekologicznych. Tam ceny podstawowych produktów potrafią być naprawdę wyśrubowane. Ceny produktów staramy się dopasować do zasobności portfeli naszych członków. Musi być ona równocześnie sprawiedliwa dla wytwórcy.
Mimo wszystko lubię robić zakupy w swoim lokalnym warzywniaku. W moim koszyku lądują wszystkie produkty, których nie dostanę w podmiejskiej kooperatywie. Staram się zaopatrywać u dostawców wystawiających na targu swoje płody rolne a nie produkty zakupione na giełdzie rolnej. Dobrze jest robić zakupy w małych lokalnych punktach handlowych, gdzie sprzedawcą jest często sam właściciel. Z właścicielem można łatwo nawiązać porozumienie na temat produktów, które można sprzedawać na wagę w większych workach. Dzięki takiemu rozwiązaniu konsument może przyjść z własnym opakowaniem i zapłacić za odpowiednią dla siebie ilość żywności.
Już niedługo święta. Półki w hipermarketach i domach handlowych uginają się pod ciężarem towarów. Sklepy nastawione są na wyrobienie norm sprzedażowych, więc liczba śmieci znacząco wzroście. Jak kupować mądrze i etycznie?
Najśmieszniejsze jest to, że najczęściej licytowanymi przedmiotami w internetowym serwisie Alegro są nietrafione prezenty pod choinkę. Warto więc kupować rzeczy trwałe, wykonane z dobrych, najlepiej trwałych materiałów. Postawmy na naturalne tkaniny, drewno czy stal nierdzewną. Jeśli chcemy zrobić prezent mężowi lub ojcu, powróćmy do tradycji pisania napełnianych atramentem wiecznych piór. Taki prezent nada klasy całemu życiu, jakie prowadzi obdarowany. Osobiście staram się nie kupować ubrań w dużych sieciach handlowych. Kupuję odzież lokalnych polskich marek. Nie warto bać się rzeczy z drugiej ręki. Rzeczy, które otrzymujemy po drugiej osobie mogą być również znakomitym prezentem. Książki z antykwariatów to często białe kruki. Tak prezent ucieszy każdego, kto potrafi docenić jakość czy wiek danego przedmiotu. Ucieszyłabym się, gdyby członek mojej rodziny sprezentował mi przeczytaną przez siebie książkę. Oznaczałoby to, że chciał się ze mną podzielić czymś co uznał za wartościowe. Nie gardzę też ubraniami z secondo handów. Przed wigilią warto przejrzeć szafy i zastanowić się w co ubrać się na wigilijną wieczerzę. W polskich rodzinach pokutuje przeświadczenie, swoisty nakaz kupowania nowych ubrać na uroczystości nawet jeśli nasze szafy pękają w szwach od ubrań, które założyliśmy zaledwie kilka razy w życiu. W powszechnej opinii kupno kolejnej sukienki czy garnituru podkreśli nasz odświętny wygląd. Dementuję takie poglądy. Dobrze wykonane ubranie będzie nam służyło przez lata. Nie podążajmy za nieustannie zmieniającą się modą, gdyż i tak nie sprostamy temu zadaniu. Unikajmy pakowania prezentów w jednorazowe materiały, które porwane, szybko wylądują w koszu na śmieci. Upominek dobrze jest opakować w tkaninę lub szmatkę i zawiązać w stylu furoshiki. Japończycy używają wiązania furoshiki prawdopodobnie już od 8 wieku naszej ery. Na początku używali go do przenoszenia różnych rzeczy. Dzięki tej technice prezentom możemy nadać intrygujący kształt.
Czy zero waste generuje dla domowego budżetu mniejsze koszty niż konwencjonalna konsumpcja?
Tak, w skali miesiąca włożony wysiłek przekłada się na wyraźne oszczędności. Zdyscyplinowałam moją konsumpcję do tego stopnia, że nie robię już spontanicznych zakupów. Dzięki planowaniu i zakupom raz na tydzień przeprowadzanym w kooperatywie spożywczej kupuję tylko to, czego naprawdę potrzebuję. Oduczyłam się spędzania wolnego czasu polegającego na chodzeniu po sklepach. Kiedyś gdy nie miałam co ze sobą zrobić szłam do centrum handlowego i oglądałam towary na wystawach. Towar wpadał w oko, więc trudno było wyjść bez spontanicznych zakupów.
Mam wrażenie, że gdyby większość z nas podchodziła do zakupów w taki sposób, to paradoksalnie zyskałaby na tym polska gospodarka.
Sądzę, że warto promować taki sposób nabywania towarów i usług. Możemy wspierać lokalną produkcję zamiast wielkich mega korporacji, które często nie płacą nawet podatków w Polsce. Trwałe rzeczy produkowane lokalnie powinny znów stać się modne. Zmniejszenie konsumpcji w wielkich galeriach handlowych należących do dużych, międzynarodowych koncernów nie musi prowadzić do spadku dochodu krajowego brutto. Może być wręcz odwrotnie. Przedsiębiorstwa dostosują się do naszych wymagań, tworząc nowe miejsca pracy. Rynkową niszę zajmą wówczas przedsiębiorstwa oferujące szereg usług. Pasaże handlowe na powrót zapełnią się wówczas warsztatami naprawczymi lub lokalnymi zakładami krawieckimi, specjalizującymi się w wykonywaniu szybkich przeróbek odzieży. Nie jesteśmy wcale skazani na bezrefleksyjne kupowanie rzeczy, których przeważnie nie potrzebujemy i niszczenie środowiska naturalnego, w którym przebywamy.