„Za kurtyną czasu”. Książka-wspomnienie Ryszarda Ronczewskiego
Muzeum Sopotu wydało właśnie książkę „Za kurtyną czasu. Ryszard Ronczewski w rozmowie z Gabrielą Pewińską". Książka jest zapisem rozmów prowadzonych z Ryszardem Ronczewskim latem i jesienią tego roku, a więc niedługo przed śmiercią aktora.
„Za kurtyną czasu. Ryszard Ronczewski w rozmowie z Gabrielą Pewińską" to książka, która przypomina postać świetnego aktora, sopocianina, artysty wielkiego formatu, człowieka niezwykle szlachetnego i życzliwego, który odszedł od nas niespełna 2 miesiące temu, 17 października, w wieku 90 lat. Publikację można zamawiać przez stronę internetową Muzeum Sopotu.
Ryszard Ronczewski, aktor teatralny i filmowy, reżyser. Urodził się w 1930 roku w Puszkarni koło Wilna. Absolwent PWST w Łodzi. Grał w Teatrze Nowym W Łodzi i Operetce Warszawskiej. W Sopocie mieszkał od 1945 roku. Wraz z Jerzym Afanasjewem, Aliną Afanasjew (swoją siostrą) i Januszem Hajdunem, współtworzył Cyrk Rodziny Afanasjeff. Związany był z artystycznym środowiskiem Teatru Bim-Bom. Był również kierownikiem artystycznym Estrady Sopot i Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. Występował w Teatrze Muzycznym w Gdyni i przez wiele lat w Teatrze Wybrzeże. Współpracował z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej. Zagrał ponad 100 ról filmowych u najważniejszych polskich reżyserów.
Był laureatem Sopockiej Muzy – statuetki przyznawanej za wybitne osiągnięcia w dziedzinie nauki, kultury i sztuki, oraz nagrody prezydenta Gdańska w dziedzinie kultury i nagrody wojewody gdańskiego za rok 1995 za rolę Kataryniarza w „Woyzecku” Buchnera w Teatrze Wybrzeże. Ryszard Ronczewski otrzymał też jedną z najbardziej prestiżowych nagród świata, tzw. chińskiego Oscara. Aktor został dostrzeżony i wyróżniony w 2013 r. za najlepszą rolę męską na festiwalu Złotego Koguta i Stu Kwiatów w Szanghaju, prawdopodobnie największym azjatyckim przeglądzie filmowym.
Fragment książki:
" – (...) Dzień, do którego lubię wracać najczęściej, sięga jednak roku 1937. Mam siedem lat. Wakacje w Jaremczu, małym uzdrowisku nad P To były jedyne wakacje z Tatą, które spędziliśmy razem od początku do końca, prawie dwa miesiące. Pamiętam Lwów i przygotowania do wyjazdu. Tato kupił specjalną wędkę do łowienia pstrągów, także trzy duże pojemniki ze sztucznymi muchami. Podobały mi się te mieniące się kolorami muszki, z zachwytem grzebałem w pojemnikach, wtedy to w palec wskazujący prawej ręki wbił mi się ukryty w kolorowych piórkach haczyk, a wbił się głęboko. Tato palec mocno ścisnął i patrząc mi w oczy, wyszarpnął ostrze. Na szczęście była to prawa ręka.
– Na szczęście?
– Byłem mańkutem, w szkole batiary lwowskie krzyczały za mną: „Mańkut, mańkut, powsinoga, co nie wierzy w Pana Boga!”. Ale to było później… Wtedy, w Jaremczu, po przygotowaniu wędki poszliśmy dość wcześnie nad Prut. Tato wyjaśnił mi, że pstrągi żerują rano i wieczorem.
– Dobrze pamięta Pan drogę nad rzekę?
– Jakby to było dziś. Na prawo, bardzo wysoko, most kolejowy. Gdy dotarliśmy na miejsce, usłyszałem pociąg, przejechał wolno wiaduktem i skrył się w tunelu. Pod wiaduktem był mały wodospad, a za nim zaczynało się duże rozlewisko. Tato, po przywiązaniu muszki na końcu żyłki, zaczął machać wędką, luzując żyłkę, i tak malutka muszka opadała na wodę coraz dalej. Bacznie obserwowałem, gdzie po kolejnym rzucie wyląduje, nagle z wody wyskoczył dosyć duży pstrąg i chwycił muszkę. Tato szybko zwinął żyłkę, ale pstrąg okazał się za mały, by go złowić. Ojciec delikatnie wyjął haczyk z pyszczka ryby i ją wypuścił".
Jeszcze przed końcem roku Muzeum Sopotu wyda kolejną książkę, tym razem poświęconą społeczności sopockich Żydów.
Źródło: UM Sopot