Z Gdańska pod Wrocław - poznaj historię dwóch małych szopów praczy
Los dwójki szopów praczy, sierot z Oliwy, których matka została potrącona przez samochód, zdefiniowała ich przynależność do gatunku obcego inwazyjnego. Jedynym, co mogło je ocalić przed nakazanym przez prawo uśpieniem, było miejsce w szopim azylu. Dzięki ludziom, którzy zaangażowali się w ich ratowanie, maluchy czeka życie w bezpiecznych warunkach.
Szopy pracze w Gdańsku Oliwie
Był czwartek, 30 czerwca, kiedy Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku otrzymało od zatroskanego mieszkańca zgłoszenie o rannej samicy szopa błąkającej się z dwójką młodych w okolicy torów kolejowych przy al. Grunwaldzkiej w Oliwie, mniej więcej na wysokości skrzyżowania z ul. Abrahama.
Trójkę szopów schwytał animal patrol Straży Miejskiej. Strażnicy przewieźli ranną matkę i dwójkę młodych do Całodobowej Lecznicy Weterynaryjnej Zwierzyniec w Gdańsku.
Dla mamy nie było ratunku
- Samica została najprawdopodobniej potrącona przez samochód. Miała liczne złamania i obrażenia wewnętrzne. Nic nie można było dla niej zrobić, tylko humanitarnie ją uśpić - mówi Aleksander Zabrocki, manager Lecznicy Zwierzyniec.
Młode choć całe i zdrowe (wystarczyło je odpchlić), jako przedstawiciele gatunku obcego inwazyjnego dla środowiska Europy zgodnie z Ustawą o gatunkach obcych również powinny zostać uśpione - chyba, że trafiłyby do specjalnego szopiego azylu. Nie było dla nich powrotu do dzikiego, miejskiego życia.
- Eutanazja w ogóle nie była opcją. Weterynarze nie zabijają zdrowych zwierząt, zaczęliśmy rozglądać się za szopim azylem - opowiada Aleksander Zabrocki.
Mały szopi samczyk
Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl
Fundacja Szopowisko ratunkiem dla szopów
W poszukiwania lokum dla kudłatych sierotek włączył się Wydział Środowiska UMG. Udało się znaleźć miejsce dla gdańskich praczy w azylu Fundacji Szopowisko w podwrocławskich Kryształowicach.
- Azyl jest właściwie jeszcze w trakcie zakładania, ponieważ od czterech miesięcy czekamy na pozwolenie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, ale mamy już przyzwolenie tej instytucji, by go prowadzić, zresztą sama podsyła nam szopy - mówi lek. wet. Grzegorz Dziwak założyciel Fundacji Szopowisko. - Licząc gdańskie maluchy, mamy obecnie pod opieką 37 małych szopów i 11 dorosłych.
Weterynarz kochający szopy
Jak pisze o sobie Grzegorz Dziwak na stronie Fundacji, “został totalnie zaszopowany” kiedy w maju 2016 roku trafiły do niego na wizytę dwie szopie sierotki i od razu się zakochał.
- Wtedy te dwa szopy to było wielkie wow na całą Polskę. Dziś jest ich coraz więcej w całym kraju. Tworząc azyl kilka miesięcy temu zakładałem, że w tym roku przyjmę dziesięć szopów. Uznałem, że to dużo, bo w ciągu ostatnich pięciu lat przyjąłem ich w sumie tyle, a tu minęło kilka miesięcy i mam 48 szopów - mówi. - Właściwie dwójkę z Gdańska przyjęliśmy już “na kredyt”, bo przy obecnych warunkach nie powinniśmy przyjmować już więcej, bo nasza woliera pęka w szwach, ale - nie było innego wyjścia dla nich, więc się zgodziłem. Będziemy się tu nimi zajmować dożywotnio, a osobniki tego gatunku żyją około 20 lat. Tak jak wszystkie trafiające tu szopy, zostaną wysterylizowane za kilka miesięcy. Myślę, że największy boom tego roku mamy już za sobą, bo wszystkie nasze młode to wiosenne mioty, których jest najwięcej, ale na pewno będą się trafiały następne.
Szopy potrzebują kolejnej woliery
By móc przyjść z ratunkiem możliwie największej liczbie szopów i zapewnić im komfortowe warunki życia, Fundacja prowadzi obecnie zbiórkę crowdfundingową, z której środki zostaną przeznaczone na sfinansowanie budowy nowej woliery dla azylowych podopiecznych (będzie miała 3 metry wysokości, 20 długości i 6 szerokości). Koszt inwestycji to 100 tys. złotych.
A sama woliera to nie wszystko. Gromadę ssaków trzeba przecież jeszcze wyżywić. Sprawę ułatwia fakt, że szopy pracze jedzą wszystko: owoce, warzywa, mięso, makarony, karmy psie i kocie, jednak pozyskiwanie funduszy i rzeczowego wsparcia od firm i osób prywatnych to niekończący się proces.
Tyle wysiłku na rzecz “obcych”...
Skąd mamy szopy w Polsce?
- Nie podważam faktu, że szopy są szkodnikami w przyrodzie, bo ich obecność u nas nie jest naturalna (choć ich szkodliwość wobec ptaków jest porównywalna ze szkodliwością kotów w tym zakresie), ale to człowiek przywiózł ten gatunek do Europy - podkreśla Grzegorz Dziwak. - Szopy rozpowszechniają się, bo są bardzo inteligentne i “plastyczne”, świetnie sobie radzą w każdym środowisku. To, że będzie ich coraz więcej, jest już niestety nieuniknione. To trochę walka z wiatrakami, bo populacje szopów żyją też u każdego z naszych sąsiadów, od Niemiec po Białoruś. Od nas zależy, czy będziemy się tym problemem zajmować etycznie, czy zrobimy to, co najłatwiejsze - odstrzelimy je (choć wszystkich i tak się nie wystrzela).
Coraz więcej szopów w Gdańsku
W Gdańsku “temat szopów” także występuje coraz częściej. Dokładnie rok temu szopia mama z piątką małych, która zamieszkała na dachu jednego z domów na Strzyży, wyjechała do Schroniska Srokate Ranczo niedaleko Wałbrzycha.
- Z liczby zgłoszeń od mieszkańców, które do nas trafiają, widać, że problem szopów w Gdańsku narasta. Kiedyś zdarzały się sporadycznie, teraz kilka razy do roku - informuje Sabina Buczyńska, kierowniczka Referatu Ekologicznego w Straży Miejskiej w Gdańsku.
Szopie maluchy już w Szopowisku
Gdańskie maluchy wyjechały do Szopowiska wieczorem, 8 lipca, dzień później były już na miejscu. Do Kryształowic odwiózł je Sebastian Bądkowski, opiekun dzikich zwierząt od lat współpracujący z gdańską Lecznicą Zwierzyniec i firmą OL-MED specjalizującą się w transporcie zwierząt (m.in. do ośrodka rehabilitacji Ostoja na zlecenie Miasta Gdańska). W jego ocenie gdańskie zwierzątka mają ok. trzy miesiące, maluch z ciemnym futerkiem to samiczka, z jasnym - samczyk.
Opiekę medyczną i schronienie przed wyjazdem i transport szopów do azylu sfinansowano ze środków Miasta Gdańska. Udział w przedsięwzięciu wzięła udział firma OL-MED transport zwierząt przy udziale Gdańskiej Całodobowej Lecznicy Weterynaryjnej Zwierzyniec. Lekarką udzielającą pierwszej pomocy szopiej rodzinie była lek. wet. Agata Krupińska.
Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl