Łukasz Kowalczuk- „Reprezentujemy mieszkańców Gdyni pozbawionych głosu w debacie”
Łukasz Kowalczuk reprezentuje Komitet Marzę o Gdyni, który jest wspierany przez partię Razem oraz część mieszkańców gdyńskiego Wzgórza Orlicz-Dreszera, zwanego potocznie „Pekinem”. W nadchodzących wyborach samorządowych kandydat na Prezydenta Gdyni chce położyć nacisk w debacie publicznej na kwestie związane z budownictwem komunalnym oraz ochronę lokatorów, a także codzienne problemy mniej zamożnych i wykluczanych mieszkańców miasta.
Startuje pan jako kandydat pozbawiony dużego zaplecza politycznego, obserwujący miasto z oddolnej perspektywy. Czy nie utrudnia to panu zadania już na starcie?
Wybory do lokalnego samorządu traktuję jako szansę przede wszystkim na to, by mieszkańcy i mieszkanki Gdyni lepiej zapoznali się z naszą dotychczasową działalnością społeczno-polityczną. Mówię o aktywistach i aktywistkach tworzących komitet Marzę o Gdyni. Co do późniejszego zgłoszenia kandydatury, to fakt ten może przełożyć się na większe zainteresowanie mediów.
Jak zamierza pan konkurować z pozostałymi kandydatami, nie dysponując ich zapleczem finansowym?
Ograniczyliśmy kampanię do akcji ulotkowania oraz plakatowania w miejscach wyznaczonych do tego przez władze gminy. Jesteśmy przeciwni rozklejaniu plakatów na każdym wolnym skrawku miejskiej przestrzeni publicznej oraz bilbordom czy przyczepom rozstawianym na parkingach przez bogate komitety, jak PIS, czy Samorządność Wojciecha Szczurka. Cierpi na tym wspólna przestrzeń miejska, niszczona jest zieleń. Uważamy, że władze miasta powinny przyjąć uchwałę krajobrazową. Gotowała właściwie uchwała ma zostać wprowadzona dopiero po wyborach. Podejrzewamy, że tak jest rządzącym i bogatym politykom wygodniej.
Kampania wyborcza to doskonała okazja, by za pośrednictwem mediów zakomunikować mieszkańcom Gdyni o problemie Wzgórza Orlicz-Dreszera i innych poważnych zaniedbaniach włodarzy miasta, które poza okresem wyborczym nie przykuwają uwagi prasy czy telewizji.
Jakie punkty programowe są filarami pana kampanii samorządowej?
Ja sam, oraz część kandydatów wchodzących w skład komitetu Marzę o Gdyni wywodzimy się z Partii Razem, do której wstąpiłem rozczarowany rynkiem pracy w Polsce oraz perspektywami rysującymi się przed młodym pracownikiem. Kopa aktywistycznego dało mi zaangażowanie się w kolejne Czarne Protesty. Nigdy wcześniej tak otwarcie nie mówiono o problemach seksizmu i dyskryminacji. Początkiem mojej działalności lokatorskiej była natomiast sprawa wysiedleń mieszkańców Wzgórza Orlicz-Dreszera, popularnie zwanego „Pekinem”. Nasz program jest odpowiedzią na problemy nagłaśniane na co dzień przez miejskich aktywistów. Pierwszym filarem jest budownictwo komunalne. Program budownictwa na wynajem na masową skalę, powinien stanowić fundament długofalowej polityki miasta. Problem dostępności mieszkań dotyczy nie tylko ludzi tracących dach nad głową, ale również młodych pracowników. Mieszkania w aglomeracji trójmiejskiej należą do najdroższych w kraju, a ich ceny wciąż rosną. Uniemożliwia to ludziom pracującym nawet na pełen etat, znalezienie lokalu o przeciętnym standardzie.
Przedstawiciele naszego komitetu już w czerwcu rozpoczęli serię spotkań z mieszkańcami wszystkich gdyńskich dzielnic. Gdynianie mieli szereg zastrzeżeń do jakości usług publicznych w swoich dzielnicach. Wielkim problemem Gdyni jest brak miejsc w żłobkach. Żłobków publicznych jest jak na lekarstwo, natomiast liczba miejsc w placówkach prywatnych jest również niewystarczająca. Większości gdynian po prostu nie stać na żłobki prywatne. Chcemy zmiany tej sytuacji, zbieramy podpisy pod uchwałą kierunkową Żłobki w każdej dzielnicy. Miejsca w żłobkach to nie tylko wygoda młodych rodziców, ale również uwolnienie olbrzymiego potencjału społecznego, powinny być szeroko dostępne.
Kolejną kwestią na liście usług publicznych jest komunikacja publiczna. Trójmiasto ze względu na swoje położenie jest aglomeracją unikalną w skali całego kraju. To właśnie arterie rozciągające się z południa na północ należą do najbardziej zakorkowanych. Liczba samochodów nieustannie rośnie. Obecnie jest ich w Gdyni więcej niż zarejestrowanych wyborców. Musimy stawiać na rozwój transportu publicznego, gdyż inaczej korki staną się przeszkodą dla dalszego rozwoju aglomeracji. Uważamy, że nie tylko należy poszerzać dotychczas istniejącą ofertę transportu publicznego, poprawić częstotliwość kursowania pojazdów i zagwarantować ich niezawodność, ale również poprzez zwiększenie jakości usług komunikacyjnych, nakłaniać gdynian do pozostawienia samochodu w garażu. Oczywiście obok miękkich akcji informacyjnych, wskazujących na zalety zintegrowanego, rozwiniętego systemu transportu, będziemy się angażowali w działania poprawiające jakość przewozów ZTM i SKM, integrujące różne środki transportu publicznego. Należy poprawić skomunikowanie północnych dzielnic Gdyni oraz dzielnic zachodnich.
Chcemy zmiany polityki władz miasta sprowadzającej się do stawiania na wielkie imprezy. Takie rozumienie polityki kulturalnej było zrozumiałe w latach 90. gdy w polskich miastach niewiele się działo, niewiele było imprez masowych. Tutaj prezydent Szczurek się sprawdził, dał gdynianom masowe imprezy i galerie handlowe. Obecnie czasy leczenia kompleksów względem Europy Zachodniej powinny już należeć do przeszłości. Zamiast dopłacać do imprez, powinniśmy skupić się na pozyskaniu sponsorów. Kwoty wydawane na festiwal Open Air oraz marketing można z powodzeniem wydać na remonty szkół. Środki przeznaczane na dofinansowanie i tak szeroko rozpropagowanych imprez mogłyby służyć na rozwój i promocję trójmiejskich artystów. Dzięki temu młode, gdyńskie zespoły miałyby gdzie odbywać swoje pierwsze próby. Poza tym jest wiele projektów, również kulturalnych, zgłaszanych przez samych mieszkańców. Widać to doskonale po budżetach obywatelskich oraz działalności ruchów miejskich. Można połączyć te wszystkie wizje w jedną spójną całość.
Nie obawia się Pan, że wysuwając postulat ograniczenia finansowania imprez masowych, spotka się Pan z niezrozumieniem? Turyści to istotna pozycja w miejskim budżecie.
Ależ nikt nie mówi o tym, że brak dopłat doprowadzi do końca imprez masowych. Sami gdynianie mają świadomość, że Open Air nie wpływa na jakość ich życia przez cały rok…
Przejdźmy do kwestii polityki mieszkaniowej. Panuje przekonanie, że mieszkanie w aglomeracji jest swego rodzaju przywilejem, przeznaczonym dla majętniejszych. Dlaczego uważa Pan, że aktywna polityka mieszkaniowa samorządu zwróci się w perspektywie kilku lat?
Podczas walki o prawa mieszkańców Wzgórza Orlicz-Dreszera zetknąłem się z hejtem skierowanym przeciwko tej grupie gdynian. Wiele komentarzy stwierdzało wprost, że jeśli mieszkańcom Pekinu nie podobają się ceny mieszkań w Gdyni, to niech z niej wyniosą. Przez lata takie podejście wyznawały również władze Gdyni. Przez ostatnie kilkanaście lat władze wyprzedały tysiące mieszkań komunalnych a Gdynia skurczyła się o kilkanaście tysięcy mieszkańców i mieszkanek. Sam mieszkam praktycznie w centrum miasta. To bardzo atrakcyjne miejsce. Tak jak większość atrakcyjnych lokalizacji w europejskich miastach przyciąga ono liczne inwestycje, ale niekoniecznie takie, jakich życzyliby sobie sami mieszkańcy. Bogaci wykupują mieszkania na rynku pierwotnym oraz wtórnym. Traktują je jako inwestycje, zabezpieczenie inwestycji, lub chcą zarabiać za pośrednictwem ich wynajmu. Tym sposobem mieszkania w centrum miasta pozostają puste, lub są wynajmowane jedynie sezonowo. Zasób mieszkaniowy wciąż się uszczupla a ceny wciąż idą w górę. Rosnące koszty mieszkań stanowią barierę rozwoju rynku pracy. W Śródmieściu tworzy się coś w rodzaju pustyni, gdzie trudno o jakąkolwiek miejską aktywność. Gdyńskie firmy same przyznają, że mają duże problemy z rekrutacją pracowników. Zarobki nie wystarczają na pokrycie kosztów mieszkania. Naszym zdaniem wszystkie te problemy są ze sobą związane i od lat się nawarstwiały. Program tanich mieszkań pod wynajem przyciągnąłby do miasta młodych pracowników oraz całe rodziny. Nie oszukujmy się, zarobki nie są w większości tak atrakcyjne, by opłacało się zaciągnąć kredyt mieszkaniowy. Takie rozwiązania przyjęto przed laty we Wiedniu, gdzie znaczna większość mieszkań należy do władz miasta i jest wynajmowana mieszkańcom. Miasto wspiera również system preferencyjnych dopłat do mieszkań. Nie ma tam stałego problemy Gdyni- slumsów funkcjonujących w miejskim krajobrazie już od epoki dwudziestolecia międzywojennego. Gdynia chwali się wysoką pozycją w rankingach jakości życia. Z drugiej strony wielu Gdynian od pokoleń mieszka w prowizorycznie stworzonych dzielnicach takich, jak „Pekin” czy „Meksyk”. Zaniedbania i błędna polityka oznacza kryzys na rynku pracy, a także kryzys fundamentalnych wartości społecznych. Z miasta wyrzuca się rodziny mieszkające w mieście od 2-3 pokoleń, często pamiętające pierwsze dni „Miasta z Morza i Marzeń”. To działanie na szkodę Gdyni.
Poruszył Pan kwestię rynku pracy i biznesu. Jak można porównać ofertę Marzę o Gdyni dla przedsiębiorców i inwestorów z ofertą konkurentów tego komitetu? Pana konkurenci zdają się bazować na obrazie Gdyni-miasta ludzi sukcesu.
We wrześniu zostałem zaproszony na debatę prezydencką, zorganizowaną w Wyższej Szkole Bankowej. Organizatorem wydarzenia był Związek Pracodawców Pomorza. Zauważyłem, że wszyscy pozostali kandydaci starali się zaoferować przedsiębiorcom specjalną ofertę, eksponowali osiągnięcia biznesowe miasta i na pierwszym miejscu stawiali efektywność. Ja starałem się podkreślić społeczny aspekt funkcjonowania miasta i działalności biznesowej. Oczywiście przedsiębiorcy i ich inwestycje są bardzo ważni, ale powinni się oni czuć zwyczajnymi mieszkańcami, częścią wspólnoty. Jako mieszkańcy powinni ponosić odpowiedzialność za miejsce, w którym żyją. Traktowanie ich jako ludzi o specjalnych przywilejach jest nieporozumieniem. Od 30 lat bezdyskusyjnie przyjmuje się, że politycy i cała wspólnota powinni zapewnić biznesowi specjalne traktowanie. Oczywiście zdaniem wielu, uprzywilejowanie biznesu będzie zawsze niewystarczające. Wciąż podkreśla się, jak bardzo właściciele firm cierpią i jak są dyskryminowani. Na debacie prezydenckiej pewien właściciel przedsiębiorstwa oferującego niepubliczne usługi medyczne podkreślał, jak źle wiedzie się jego firmie. Powodem była konieczność konkurowania z publiczną służbą zdrowia. Zarzucał obecnym władzom Gdyni, że nie są mu w stanie niczego zaoferować. A co mają powiedzieć mieszkańcy Gdyni, których nie stać na wynajem mieszkania? Oni nie mają takiej siły przebicia, jak przedsiębiorcy. Żaden z włodarzy miasta nie zapewni ich o swojej pomocy, nie zadeklaruje chęci stworzenia programu specjalnie o nich i ich potrzebach. Jako komitet chcielibyśmy odwrócić tę narrację. Jeśli przedsiębiorcy dostrzegają problemy, powinni również brać pod uwagę interesy innych mieszkańców Gdyni, w tym swoich pracowników, stworzyć własną listę propozycji, w realizacji których mogą partycypować władze miasta. Samorząd bardzo chętnie pomógłby przy realizacji pomysłów przyczyniających się do poprawy życia wszystkich. Pamiętajmy, że lokalni przedsiębiorcy muszą konkurować z międzynarodowymi korporacjami, których stać na to, by pozyskiwać pracownika wyższą płacą. Powszechnie zwracamy uwagę na brak rąk do pracy. Lokalny biznes mógłby zwiększyć swoją konkurencyjność, poprawiając byt pracownika. To długoterminowa inwestycja, gdyż to, co opłaca się pracownikowi, na dłuższą metę opłaci się również pracodawcy.
Odwraca Pan bieg debaty. Nie obawia się Pan, że te propozycje mogą zostać źle odebrane, jako chęć „karania przedsiębiorców”?
Po latach możemy wreszcie zaobserwować, jak krótkie nogi miała polityka brania pod uwagę wyłącznie interesów przedsiębiorców, bez uwzględnienia całości kontekstu interesu społecznego. Większość moich znajomych, po studiach wyjechało z kraju do Wielkiej Brytanii lub Niemiec czy Skandynawii. Wyjechali do krajów oferujących im możliwość lepszego zarobku i lepsze usługi publiczne, gdzie przed pracującymi nie stoi ciągła groźba utraty pracy i widmo bezdomności. Sami przedsiębiorcy nie pozostawiają złudzeń - w Polsce brakuje pracowników. Jedyną alternatywą jest lepsza oferta zachęcająca pracowników do pozostania w kraju. By się tak stało, rodzimi przedsiębiorcy muszą działać ze sobą solidarnie i współpracować z władzami miasta. Przez współpracę nie należy jednak rozumieć dotowania przez całą wspólnotę prywatnych firm, czy uchwalanie specjalnego ustawodawstwa, stawiającego właścicieli firm ponad ich pracowników. Takie rozwiązania nie opłacają się nam jako mieszkańcom gminy i na dłuższą metę nie pomoże ani im, ani mieszkańcom miasta. W modelu neoliberalnym odchodzi się od wielu usług publicznych. Większości pracowników nie stać na usługi zdrowotne, szkoły i żłobki dla swoich dzieci i szereg innych usług na wolnym rynku. Widać to doskonale w Gdyni, gdzie na 6 tys. dzieci w wieku żłobkowym, istnieją tylko 4 żłobki publiczne i kilkaset miejsc w placówkach prywatnych. Niskie pensje i brak dostępności do usług publicznych to przepis na równanie w dół. Wyhamowanie tego trendu i skuteczne pozyskiwanie pracowników leży również w interesie lokalnych przedsiębiorców.
Wspomniał Pan, że wiele komitetów zwraca też uwagę na takie kwestie, jak polityka mieszkaniowa i transport publiczny. Postulaty różnych komitetów mogą zlać się wyborcy w jedną, nierozpoznawalną całość. W takim układzie wyborca może się kierować głównie medialną rozpoznawalnością kandydatów i ich komitetów wyborczych. Nie obawia się Pan stracić swojego podstawowego atutu-wyrazistości?
Zawsze istnieje takie ryzyko. Z drugiej strony cieszę się, że wszystkie komitety zaczęły poruszać najbardziej palące kwestie społeczne. W ten sposób nadchodzące wybory mogą przesunąć społeczny dyskurs. Jeszcze kilka lat temu w środowisku ruchów miejskich rozmawialiśmy o budowie mieszkań komunalnych w śródmieściu i na Międzytorzu. Dziś ten pomysł podchwyciło wielu. To satysfakcjonujące. Powtórzę to, co powiedziałem już na debacie prezydenckiej: obecnie realizacja postulatów prospołecznych nie będzie kwestią programów wyborczych poszczególnych komitetów, tylko ich wiarygodności. Jeśli te problemy są dla nich takie ważne, to czemu przez ostatnie 20 lat Samorządność Wojciecha Szczurka nie tylko nie podejmowała tematu budownictwa komunalnego, ale wręcz wyprzedawała zasób komunalny jasno komunikując mieszkańcom miasta, że nie zamierza budować żadnych nowych lokali? Twierdzono, że w Europie odchodzi się już od budownictwa komunalnego. Przykłady Berlina czy Wiednia pokazują, że w oczywisty sposób mijano się z prawdą. Dlaczego program Mieszkanie + szumnie ogłaszany przez rządzący całym krajem PIS okazał się atrapą? Partia rządząca oferowała swoją pomoc nękanym przez brutalnych czyścicieli mieszkańcom „Pekinu”. Do żadnych konkretnych rozwiązań jednak nie doszło. Radni Prawa i Sprawiedliwości głosowali za rewitalizacją tej części Gdyni w obecnym kształcie uchwały i mimo potężnych możliwości, nawet nie zaproponowali mieszkańcom dzielnicy pomocy prawnej. Rewitalizacja Wzgórza Orlicz-Dreszera nie powinna przecież obejmować wysiedleń mieszkańców. Kandydat SLD uaktywnił się dopiero w ostatnim okresie przed wyborami. Nie widzieliśmy go na żadnym z protestów organizowanych w obronie mieszkańców Wzgórza Orlicz-Dreszera. Działacze skupieni w komitecie Marzę o Gdyni zajmują się wyżej wymienionymi kwestiami już od 2,5 roku, zanim ktokolwiek z czołowych polityków lokalnych poruszył ten temat. Historia inicjatyw ruchów miejskich pokazuje, że władze miast w pierwszej kolejności krytykują projekty obywatelskie, a następnie same przyjmują ich założenia (często przypisując sobie ich autorstwo). Pokazuje to, że w interesie mieszkańców leży głosowanie na działaczy od lat angażujących się w rozwiązanie ich problemów. Uczestnictwo samych mieszkańców w systemie sprawowania władzy jest jedyną gwarancją tego, że ich pomysły będą realizowane, a projekty procedowane. W ten sposób będziemy mogli patrzeć władzy na ręce.
Wspomnieliśmy o partycypacji. Na czym polega udział mieszkańców Wzgórza Orlicz-Dreszera w projekcie politycznym Marzę o Gdyni.
Marzę o Gdyni dużo zawdzięcza mieszkańcom „Pekinu”. To ta sprawa uruchomiła w nas determinację dzięki której startujemy dzisiaj w wyborach. Pożary na Wzgórzu pokazały, jak bardzo część Gdynian jest wykluczona i pozostawiona samym sobie. Mieszkańcy i mieszkanki praktycznie byli wykluczeni z debaty dotyczącej rewitalizacji. Chcieliśmy poprzez start w wyborach spowodować, że ich interesy oraz godność będzie respektowana. Pomocy udzielili im również ludzie kultury. Na naszych listach jest pisarka, opisująca historię i sytuację mieszkańców Wzgórza. Przedstawiciele mieszkańców zajmują wiele miejsc na listach Marzę o Gdyni. Skoro władze nie chciały słuchać mieszkańców dzielnicy i mimo zainteresowania opinii publicznej nie potrafiło przedstawić konkretnych, korzystnych dla nich rozwiązań to musimy sami spróbować politycznej drogi. Inspiracją są dla nas ruchy lokatorskie z różnych stron świata, choćby z Barcelony gdzie podobne walki zakończyły się pełnym sukcesem.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Dziękuję również.