Kara dla Szadółek. Zakład Utylizacyjny nie zgadza się z decyzją WIOŚ
Decyzja o karze administracyjnej w wysokości 1 mln złotych wydana została przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, w związku z rzekomym nielegalnym wydobywaniem odpadów ze składowiska, prowadzonym w ramach trwającej budowy spalarni śmieci. Zakład Utylizacyjny zapewnia, że prace prowadzone są zgodnie z prawem, a decyzja WIOŚ jest błędna, ponieważ opiera się na danych, które nie mają nic wspólnego ze stanem faktycznym.
W czwartek, 8 kwietnia, na "Szadółkach" zwołana została konferencja prasowa w tej sprawie. Kierownictwo Zakładu Utylizacyjnego zapowiada odwołanie się od decyzji wymierzającej karę administracyjną w wysokości 1 mln zł za nielegalne wydobywanie odpadów z istniejącej instalacji składowiska - za to właśnie została nałożona kara, a nie jak podają niektóre źródła za uciążliwości zapachowe.
WIOŚ, delegatura w Słupsku, przeprowadziła kontrolę w Zakładzie Utylizacyjnym w okresie październik-grudzień 2020 r., związaną ze wspomnianą budową Zakładu Termicznego Przetwarzania Odpadów Komunalnych (spalarni śmieci - red.). Kara dotyczy rzekomego wydobywania odpadów na placu budowy niezgodnie z przepisami.
Michał Dzioba, prezes Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku, podkreślił w czwartek, że nałożona przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska kara nie dotyczy odoru wydobywającego się z terenu ZU w Szadółkach - wbrew temu, co podają niektóre media.
- To nie jest kara za odorowość. To kara związana z procesem inwestycyjnym, za rzekome wydobywanie odpadów ze składowiska. Decyzja WIOŚ zawiera dwa istotne punkty. Pierwszy punkt dotyczy wymierzenia kary w wysokości 1 mln złotych - podkreślał prezes Michał Dzioba. Miała ona zostać wymierzona za działania niezgodne z przepisami, o których mowa w art. 143 Ustawy o odpadach.
- Artykuł 143 tej ustawy mówi o wydobywaniu odpadów ze składowiska posiadającego instrukcję eksploatacji. Krótko mówiąc, organ wyszedł z założenia, że w tym miejscu mamy do czynienia z aktywną kwaterą składowiska - tłumaczył.
Tymczasem spalarnia budowana jest w sektorze, który nie był składowiskiem odpadów i zawsze stanowił rezerwę terenową - nie jest to więc tzw. czynna kwatera. Realizowana inwestycja prowadzona jest legalnie, zgodnie z wszelkimi pozwoleniami i formalnymi ustaleniami.
- Co istotne, drugi punkt decyzji WIOŚ mówi o tym, że "w trakcie postępowania administracyjnego organ umorzył, uznając jako bezprzedmiotowe, postępowanie w zakresie wymierzenia kary administracyjnej za wydobywanie odpadów niezgodnie z przepisami, o których mowa w art. 144 Ustawy o odpadach, czyli o wydobywaniu odpadów ze składowiska, który nie posiada instrukcji eksploatacji. To bardzo istotne dla całokształtu sprawy, ponieważ potwierdza ono, że prace które są wykonywane w tym terenie są prowadzone zgodnie z prawem - podkreślił prezes Dzioba.
Wojciech Głuszczak, członek zarządu Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku, odniósł się z kolei do zarzutów o rzekomym "chaosie środowiskowym".
- Już w 2011 roku, kiedy została wydana decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach dla instalacji termicznego przekształcania odpadów (dla spalarni śmieci - red.), czyli już 10 lat temu wskazywaliśmy w tej decyzji, że na tym terenie znajdują się, przemieszane z masami ziemnymi, odpady. I w tejże decyzji znalazły się zapisy, które które obligowały nas - Zakład Utylizacyjny (który był wówczas inwestorem spalarni odpadów) - do odpowiedniego zagospodarowania mas wydobytych w trakcie inwestycji. I właśnie z takim charakterem mamy tutaj do czynienia. Wydobyte masy ziemne zostały w prawidłowy sposób, zgodnie z przepisami, zagospodarowane. I w żadnym wypadku nie ma tu mowy o wydobyciu odpadów ze składowiska - podkreślał Wojciech Głuszczak. - Teren, na którym prowadzona jest obecnie inwestycja, nigdy nie był składowiskiem. Od wielu lat funkcjonował w wielu dokumentach planistycznych jako tzw. rezerwa terenu pod przyszłe inwestycje. A więc postąpiliśmy zgodnie z przepisami i zgodnie z decyzją środowiskową.
Sławomir Kiszkurno, prezes Portu Czystej Energii, podkreślał, że tezy zawarte w decyzji WIOŚ nie są zgodne ze stanem faktycznym realizacji inwestycji.
- Można śmiało powiedzieć, że dokumenty, które były na etapie kontroli przekazywane organowi, nie były przeanalizowane. Z tych dokumentów jasno wynika, że projekt realizowany jest zgodnie z prawem, z najwyższymi standardami środowiskowymi, w oparciu o pozwolenie na budowę. Tak się składa, że ten rzekomy "nieład administracyjny", o którym jest mowa w decyzji WIOŚ, jest wynikiem braku zrozumienia i braku analizy dokumentów - ocenił prezes Sławomir Kiszkurno.
Fot. Dariusz Kwidzyński/gdańsk.pl