Jądro ciemności na Darze Pomorza
Spektakl Jądro Ciemności wyreżyserowany przez Krzysztofa Babickiego jest propozycją kierowaną do szerokiego grona odbiorców. Warto przypomnieć sobie tekst Josepha Conrada i odwiedzić wyątkową scenę pod pokładem Daru Pomorza. Opuszczałem jednak żaglowiec w poczuciu, że adaptacja ta nie w pełni wykorzystała dramatyczny potencjał powieści
Czasy kolonialne. Główny bohater historii - Marlow - wyrusza w górę rzeki Kongo by odnaleźć tajemniczego Kurtza, który niespodziewanie przestał wysyłać ogromne transporty kości słoniowej. Pogłoski krążące o charyzmatycznym zarządcy są niepokojące. Podróż w nieznane staje się dla Josepha Conrada pretekstem do eksploracji mrocznych zakątków ludzkiej psychiki.
Adaptując tekst na potrzeby sceny Paweł Huelle i Krzysztof Babicki tylko w niewielkim stopniu oddali klimat szaleństwa i dusznej Afryki. Zapowiadane "zderzenie człowieka Zachodu z dziką, pierwotną cywilizacją" było tu w moim odbiorze raczej lekką stłuczką. Marlow (Mariusz Żarnecki) nie przeszedł drogi i dramatycznej przemiany, jaką wyznaczył mu Joseph Conrad.
Znajdziemy jednak w "Jądrze ciemności" Teatru MIejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni postaci, które brzmią bardzo interesująco. Mocne wrażenie robi Kurtz (Piotr Michalski), a także afrykańska kochanka Kurtza (Martyna Matoliniec). Pozytywnie zaskakują też Szymon Sędrowski w roli lekarza oraz Rafał Kowal jako prawnik (niewielka, ale bardzo przekonująca rola). Ciekawym zabiegiem teatralnym było też wprowadzenie postaci nie z tego świata (antycznych Prządek Losu) oraz dodatkowe podkreślenie wątku antycznego podboju Brytanii przez Rzymian, gdy to właśnie nad Tamizą żyły "dzikie plemiona". Tu jednak pojawia się kolejna nuta żalu do twórców o to, że nie pogłębili refleksji nad kolonializmem tropem przenikania czasu i postaci podjętym wcześneij choćby w spektaklu "Kursk".
fot. Roman Jocher