Budowniczy estakady na Okopowej: miasto nie ma na nią pomysłu
- Jestem przeciwnikiem robienia sztuki dla sztuki. Bo tak to na dziś wygląda. Można wyburzyć każdy obiekt w mieście, ale pytanie, co dalej? Czy mamy jakiś pomysł na to, co pojawi się w tym miejscu później? - mówi Zygmunt Dereszkiewicz, wykonawca estakady.
W ubiegłym tygodniu powróciła sprawa estakady w węźle Unii Europejskiej, nad ul. Okopową. Miasto chce ją zburzyć, społecznicy - zostawić. Natomiast jej budowniczy mówi, że miasto nie ma na nią pomysłu.
- Pytania o przyszłość i kształt rejonu węzła są zasadne, co jest paradoksem, ponieważ estakada nie przystawała ani do czasów w których ją budowano, ani do czasów dzisiejszych - mówi Zygmunt Dereszkiewicz. - Proszę pamiętać w jakim ustroju przyszło nam wówczas wznosić obiekty inżynieryjne. Gdy pod koniec lat 60. kończyłem technikum metody budowania mostów, estakad i wiaduktów, w porównaniu do dzisiejszej technologii to niebo a ziemia. Wszystko robiło się ręcznie, to trwało tygodniami, miesiącami. Dopiero gdy poszedł "prikaz" z góry, że węzeł wraz z estakadą ma powstać, dostaliśmy profesjonalny na tamte czasy sprzęt budowlany. Estakada i cały węzeł wyprzedzały epokę, w której powstały - dodaje.
Twórca estakady krytykuje również inwestycje drogowe w Gdańsku, które trwały w ciągu ostatnich kilku lat. - Brakuje spójnej wizji rozwoju. Tylko wokół mojej Zaspy, gdzie mieszkam, widzę kilka inwestycji, które powstają bez choćby podstawowych dróg dojazdowych. Nie mogę pojąć, jak miasto może się godzić na zabudowę pasa startowego na Zaspie połączonego z al. Grunwaldzką jedną nitką na wiadukcie Braci Lewoniewskich - wyjaśnia.
Na pytanie, co sam zrobiłby z estakadą, odpowiada, że zostawił na swoim miejscu, ponieważ nie ma sensu się jej pozbywać do czasu, aż miasto nie znajdzie nowego pomysłu na to miejsce, a proces wyburzania jest bardzo skomplikowany.