Świetliki 25 lat na scenie
W ubiegłą sobotę fani Marcina Świetlickiego i jego zespołu wypełnili po brzegi klub Żak, gromadząc się na koncercie jubileuszowym.
Poeta od początku koncertu tłumaczył, że dziś już nie należy oczekiwać od niego wynurzeń – wcześniej przez prawie dwie godziny odpowiadał na pytania dotyczące autobiografii Nieprzysiadalność, podczas zorganizowanego w Sztuce Wyboru spotkania autorskiego. Pałeczkę w zabawianiu publiczności przejął gitarzysta, Grzegorz Dyduch, który zachęcał fanów do interakcji z zespołem, nie tylko opowiadając pełnym powagi tonem poważanego doktora o szczegółach fizjologii człowieka, w tym o ważności kiszek dla funkcjonowania ludzkiego organizmu, lecz również namawiając do wznoszenia obelżywych okrzyków w kierunku sceny.
Świetlicki wystąpił w nieodłącznych ciemnych okularach, a także z „rekwizytami”, które miały służyć ilustrowaniu wykonywanych piosenek, między innymi Papieros i Alkohol. Kilka razy artysta tłumaczył się, że zapomniał tekstu następnego utworu, jednak kiedy już go wykonywał, nie miał żadnych problemów z pamięcią.
Muzycy zaprezentowali repertuar przekrojowy, chociaż dominowały utwory z ostatniego albumu, Sromoty. Nie zabrakło starszych przebojów: pojawiły się Złe misie oraz Finlandia. Na zarzut publiczności, że ten utwór jest jedynym hitem zespołu, gitarzysta odpowiedział ze stoickim spokojem: „lepiej jeden przebój niż żaden”.
Koncert zakończyły bisy, wykonywanymi w formule, do której fani Świetlików dawno już przywykli. Po kilkunastu utworach Świetlicki przyznaje, że to jest już koniec repertuaru na dziś, chociaż zespół przewidział trzy dodatkowe utwory. Więc artyści umawiają się z widownią, że teraz wszyscy wyobrażają sobie, że następują oklaski, artyści schodzą ze sceny, brawa się wzmagają, zespół wraca na scenę i bisuje. Publiczność bez szemrania oddała się zbiorowej imaginacji, wysłuchując kolejnych kompozycji. Koncert zakończył się piosenką Nieprzysiadalność, którą wokalista wykonał leżąc na scenie.