Rok Wendy
Rada Miasta Gdyni ogłosiła rok 2021 Rokiem Tadeusza Wendy. 29 maja na molo Rybackim zostanie odsłonięty pomnik budowniczego gdyńskiego portu.
W środę, 31 marca odbyła się XXVIII sesja Rady Miasta Gdyni, na której radni jednogłośnie przyjęli uchwałę o ustanowieniu roku 2021 na obszarze Gminy Miasta Gdyni Rokiem Tadeusza Wendy. Nie bez przyczyny. W tym roku obchodzimy 95. rocznicę nadania praw miejskich oraz 100. rocznicę rozpoczęcia budowy portu w Gdyni.
„Tadeusz Wenda to wyjątkowa postać dla naszego miasta. Inżynier, który zaprojektował i czuwał nad budową gdyńskiego portu. Dzięki jego wizji Gdynia z rybackiej wioski stała się dużym, tętniącym życiem portowym miastem. Owoce jego działań do dziś zapewniają miastu rozwój gospodarczy i dają zatrudnienie tysiącom osób” - napisali w uzasadnieniu radni.
A już za 2 miesiące - 29 maja przy ul. Arkadiusza Rybickiego na molo Rybackim zostanie odsłonięty pomnik wybitnego inżyniera.
Jak doszło do tego, że Wenda zbudował pierwszy port II Rzeczypospolitej właśnie w Gdyni?
Polska potrzebuje portu
Przystojna, filmowa twarz, włosy zaczesane do góry, jak trzydzieści lat później u Jamesa Deana, krzaczasty, zawadiacko podkręcony wąs, a pod nim łagodny uśmiech, do tego błysk w oku i elegancki strój. Na fotografii w wystawionym w 1919 roku zaświadczeniu inspektor Warszawskiej Inspekcji Żeglugi - inżynier Tadeusz Wenda nie wygląda na swoje 56 lat. Sprawia wrażenie silnego i pewnego siebie mężczyzny. Gdyby taki nie był, pewnie nie powierzono by mu trudnego i odpowiedzialnego zadania kierowania budową portu w Gdyni.
W dniu zaślubin Rzeczypospolitej Polskiej z morzem, 10 lutego 1920 roku, Sejm Ustawodawczy zleca rządowi budowę portu morskiego. Zanim jednak zadanie to przypadnie Tadeuszowi Wendzie, Ministerstwo Spraw Wojskowych wysyła go z misją do Gdańska. Okazuje się, że wbrew deklaracjom pomysłodawców nadania Gdańskowi statusu Wolnego Miasta, swobodne korzystanie z gdańskiego portu nie będzie możliwe. Miasto jest pod niemieckimi wpływami.
Inżynier musi więc znaleźć nową lokalizację dla portu, który ma się stać dla II RP oknem na świat, i jako kierownik Wydziału Budowy Portów w Departamencie Spraw Morskich opracować od podstaw plan jego budowy. W maju 1920 roku wiceadmirał Kazimierz Porębski, szef Departamentu Spraw Morskich, wysyła inżyniera Wendę na kilkutygodniowy rekonesans przyznanego Polsce na mocy ustaleń traktatu wersalskiego, liczącego niespełna 150 km, wybrzeża Bałtyku.
Wenda jedzie nad Jezioro Żarnowieckie, którego zachodnim brzegiem przebiega granica z Niemcami. Za blisko ta granica – uznaje inżynier. No i budowa portu na jeziorze wymagałaby wykopania kanału od strony morza.
Stamtąd jedzie do oddalonego o 25 kilometrów na wschód Pucka. Za tą lokalizacją przemawia tradycja i historia. Inżynier bada Zatokę Pucką i wydaje opinię: port będzie tu zamulany, Półwysep Helski przerwany, a sama zatoka często zamarza. Budowa w tym miejscu wielkiego portu według projektu inż. Rafalskiego z Poznania wymagałaby 30 lat pracy i zbyt wielkich kosztów związanych z przekopem Półwyspu Helskiego u jego nasady i pogłębianiem płytkiej i zamulonej Zatoki Puckiej.
W położonej kilkanaście kilometrów na południe Rewie Wenda widzi problem w braku połączenia kolejowego. Podobnie jest z inną proponowaną lokalizacją portu - końcówką Półwyspu Helskiego – tu też brak kolei, a nawet bitej drogi. Dopiero w marcu 1922 roku zostanie oddana linia kolejowa z Pucka do Helu.
Tadeusz Wenda jedzie też do Tczewa, gdzie lada dzień otworzy się Szkoła Morska, która po 10 latach przeprowadzi się do Gdyni i zmieni nazwę na Państwową Szkołę Morską. Zaletami tego miasta są dogodne połączenia kolejowe i wodne z resztą kraju. Ale tu kierownik Wydziału Budowy Portów zauważa inny problem. Trudno jest utrzymać Wisłę w stanie żeglownym dla dużych statków. No i zimą rzeka zamarza, a budowa kanału do morza lub Gdańska byłaby kosztowna. Zresztą jak już wiemy, Gdańsk nie pała w owym czasie miłością do Polski, co wkrótce okaże blokując w czasie wojny polsko-bolszewickiej dostawy broni z Zachodu dla Polski i nie wpuszczając polskich jednostek. Wreszcie na niekorzyść Tczewa przemawia fakt, że po drugiej stronie Wisły są już Prusy Wschodnie w granicach Niemiec.
Inżynier trafia też do starej rybacko-rolniczej wsi Gdynia, która od początku XX wieku rozwija się jako letnisko i przyciąga spragnionych słońca i morza Polaków z głębi kraju. Wenda wspina się na Kamienną Górę, skąd rozpościera się rozległa panorama aż po Półwysep Helski. U podnóża góry widzi willę Fritza Eberhardta z charakterystycznym wiatrakiem, a na plaży dostrzega żaglowe łodzie, przy których uwijają się jak mrówki rybacy, i pomost z łazienkami kąpielowymi po obu jego stronach. Dalej wzrok inżyniera natrafia na kilka innych willi i pensjonatów oraz rybackie domki, by spocząć wreszcie na górującej nad zatoką Kępie Oksywskiej. Jedzie więc na Oksywie, by spojrzeć na zatokę od tej strony.
- Tu będzie miejsce najlepsze – mówi stojąc przy kościele pw. św. Michała Archanioła na Kępie Oksywskiej.
Tu mu się wreszcie podoba. Oczyma wyobraźni widzi swój port.
- Przyszedłem do przekonania, że jedynym i najlepszym miejscem do budowy portu jest dolina między tzw. Kępą Oksywską i Kamienną Górą. Ponieważ w tej dolinie leży, znana od dawna polskim letnikom, wioska Gdynia, więc przyszłemu portowi nadano też nazwę Gdynia – powie później inżynier Wenda.
Jego wniosek o budowę portu w zamieszkałej przez 49 rybackich rodzin kaszubskiej wsi wywołuje w kraju długie dyskusje, konferencje i narady. Dopiero, gdy znajduje poparcie zagranicznych fachowców, do których zwrócono się o opinię, zyskuje akceptację. Za tą lokalizacją przemawia dogodne położenie geograficzne i hydrograficzne – woda jest wystarczająco głęboka (6 m w odległości 400 m od brzegu), reda posiada dobry grunt do kotwiczenia, bezpośredni wylot na otwarte morze chroni przed wysoką falą kosa Półwyspu Helskiego, nawet lepiej niż w Gdańsku, a przed wiatrami od lądu chroni pasmo wzgórz morenowych. Dodatkowo tutejsza gleba złożona z piasków i torfów nie będzie utrudniać prac ziemnych. No i 2 km od wybrzeża znajduje się stacja kolejowa Gdynia.
Dzięki tej decyzji skromna rybacka osada przeobrazi się wkrótce w 120-tysięczne, nowoczesne, tętniące życiem portowe miasto, niczym poczwarka w motyla.
Tadeusz Wenda nie wziął się znikąd. Posadę w Wydziale Budowy Portów zawdzięczał zdobytej edukacji i bogatemu doświadczeniu. Choć w projektowaniu portów doświadczenia nie miał, jego przyszły szef, kontradmirał Kazimierz Porębski, znał go jako świetnego fachowca z dziedziny budownictwa morskiego.
Ale po kolei.
Mały Tadeusz Apolinary Wenda pojawia się na świecie w roku Powstania Styczniowego - 23 lipca 1863 roku, na warszawskiej Pradze w rodzinie inteligenckiej, jako syn Władysława i Justyny z Matuszewskich. Wychowuje się w domu zbudowanym przez ojca - radcę stanu, pracownika kancelarii Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego, a następnie naczelnika Archiwum Akt Dawnych. Po gimnazjum Tadeusz idzie na Wydział Matematyczno-Fizyczny Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie pochłaniają go zainteresowania techniczne. Kontynuuje więc naukę w słynnym Instytucie Inżynierów Komunikacji w Petersburgu, który opuszcza w 1890 roku z dyplomem inżyniera komunikacji.
Młody inżynier zostaje zatrudniony w Ministerstwie Komunikacji Rosji i wysłany w głąb kraju, by przez 10 lat budować tamtejsze koleje, pracując w bardzo ciężkich warunkach. Projektuje i nadzoruje budowę kolei muromo-kazańskiej z odgałęzieniami, odcinek kolei uralskiej aż do Czelabińska, linię nadnarwiańską i kilka odgałęzień Kolei Warszawsko-Petersburskiej. Pracując przy Zaniemeńskiej Kolei Żelaznej bierze udział w budowie mostu nad Niemnem, przerzuconym nad głębokim wąwozem meandrującej jak wąż rzeki, co wymaga budowy bardzo wysokich przyczółków mostowych po obu stronach Niemna.
Po dekadzie poświęconej kolejnictwu zmienia zainteresowanie na transport morski. Przez następne lata zdobywa doświadczenie, które po odzyskaniu przez ojczyznę niepodległości doprowadzi go do Gdyni. Zatrudniony u przedsiębiorcy portowego inżyniera Piercowa rozbudowuje port w Rewlu (dzisiejszy Tallin) w Estonii. Jako samodzielny przedsiębiorca kieruje budową portu w Windawie na Łotwie, gdzie rozbudowuje też niewielki port Roja w Kurlandii.
W 1911 roku inżynier żeni się z Haliną Zawadzką. Tuż przed wybuchem I wojny światowej Wenda wraca do rodzinnej Warszawy, gdzie rzuca się w wir pracy na rzecz swojego miasta. Obejmuje stanowisko nadzorcy portów żeglugi śródlądowej Przedsiębiorstwa Robót Publicznych. Wstępuje do Stowarzyszenia Pracowników na Polu Rozwoju Żeglugi „Bandera Polska”, gdzie zbiera się elita przyszłych myślicieli i twórców Polski Morskiej. Jako inspektor Warszawskiej Inspekcji Żeglugi nadzoruje żeglugę na Wiśle. Osusza bagienne tereny na Nowym Bródnie. Wreszcie ląduje w Departamencie Spraw Morskich Ministerstwa Spraw Wojskowych - jedynego resortu zajmującego się gospodarką morską w młodym państwie. Stąd ostatecznie trafi do Gdyni, by zaprojektować i wybudować port.
Fot. Muzeum Miasta Gdyni