"Punkt zero" w Teatrze Wybrzeże
Pełen banałów i stereotypów spektakl "Punkt zero" w reżyserii Adama Orzechowskiego ominąć można szerokim łukiem. Tego tekstu nie ratuje nawet Mirosław Baka.

Trudno jest napisać współczesny dramat i tym razem Radosław Paczocha poniósł na tym polu porażkę. Już w samym punkcie wyjścia, jakim jest kryzys wieku średniego i poczucie osobistej porażki pozornie spełnionego współczesnego ojca rodziny, zawiera się pewien banał. Główny bohater sztuki (w tej roli Mirosław Baka) ma dom, żonę, dwójkę dzieci, a jednocześnie brak mu radości życia.
Temat ten, szeroko obecny w kulturze, by zaciekawić współczesnego widza wymagałby choć odrobiny oryginalności i świeżego spojrzenia. W "Punkcie zero" brakuje tego już na poziomie tekstu. Z ust aktorów płyną banały, postacie są sztampowe, sceny rozmów ojca z dziećmi boleśnie wręcz rażą przebrzmiałymi stereotypami, a przedstawienie kobiet ociera się o mizoginię, by wspomnieć tu choćby niewierną żonę i nieobecną matkę w jednej osobie (Sylwia Góra) i nachalną seksualizację wijącej się na kanapie Bogny sprzed lat.
Niewątpliwym plusem spektalu są aktorzy. Mirosław Baka bardzo wiarygodnie odrywa całe spektrum emocji, ciekawe wyzwania stają także przed Pawłem Pogorzałkiem w roli syna. Aktorki zaś... nie mają właściwie materiału dramaturgicznego - każda z postaci kobiecych już na etapie tekstu zarysowana jest płytko.
Teatr Wybrzeże ma do zaoferowania dużo ciekawszych spektakli. Ten można pominąć.
Spektakl bierze udział w 29. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.