mobile
REKLAMA

Największy w Polsce protest Marca 1968 był w Gdańsku, na 20 tysięcy ludzi. Mija 55 lat

Manifestacja, do której doszło we Wrzeszczu 15 marca 1968 roku, zgromadziła 20 tysięcy osób - głównie studentów i młodzież. Doszło do starć z milicją, ormowcami i SB. Byli pobici, setki osób komunistyczne władze zatrzymały, później prześladowały. Właśnie mija 55 lat. Historycy są dziś coraz bardziej zgodni, co do tego, że wydarzenia Marca 1968 roku w Gdańsku miały w całym kraju największą skalę i dały początek spirali wydarzeń, które przyniosły Grudzień 1970, Sierpień 1980 i szerokie poparcie gdańszczan dla demokratycznej opozycji. 

Informacja prasowa
Największy w Polsce protest Marca 1968 był w Gdańsku, na 20 tysięcy ludzi. Mija 55 lat

Marzec ‘68 w Gdańsku

To naprawdę mało znana historia. Gdy mówi się o wydarzeniach Marca 1968 roku, wciąż na pierwszym planie jest Warszawa, a potem długo, długo nic - i wreszcie krótki akapit, że w kolejnych dniach były także wiece i protesty w Gdańsku, Gliwicach, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Radomiu. 

Dopiero w ostatnich latach historycy zaczęli uświadamiać sobie skalę i znaczenie wydarzeń w Gdańsku. 

- Społeczne skutki peerelowskiej propagandy okazały się zaskakująco trwałe - mówi dr Przemysław Ruchlewski, zastępca dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności, historyk, badacz wydarzeń Marca ‘68. 

Komuniści lansowali wygodną dla siebie wersję, że chodziło o jakąś tam awanturę, wywołaną przez studentów, głównie żydowskiego pochodzenia. I że w gruncie rzeczy konfrontacja ograniczyła się do Warszawy.

- Dopiero teraz to pęka, dzięki pracy historyków i ukazującym się publikacjom - podkreśla Przemysław Ruchlewski.

Czasy Kociołka

Zdaniem Przemysława Ruchlewskiego, to, co wydarzyło się w Gdańsku miało dalekosiężne skutki zarówno dla formowania się opozycji politycznej w Trójmieście, jak i dla sposobu działania władz komunistycznych. Warto zwrócić uwagę na Stanisława Kociołka, który w grudniu 1967 roku przyjechał z Warszawy, by objąć stanowisko I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Był to typ narcystyczny, przekonany o swojej intelektualnej wyższości i o tym, że jest powołany do brylowania na szczytach władzy. 

Kociołek 12 lutego przyjął zaproszenie na wiec studentów Politechniki Gdańskiej. Młodzi chcieli wiedzieć, dlaczego w stolicy władza bije pałkami bezbronnych ludzi. Odpowiedzi Kociołka nie dały satysfakcji zebranym. Na I sekretarza KW PZPR posypały się najpierw obelgi i złorzeczenia, a w końcu także monety. Miejska legenda mówi, że miał dostać także garnkiem - chodzi tutaj raczej o złośliwą aluzję do nazwiska. Faktem jest, że Kociołek musiał salwować się ucieczką, został upokorzony. Kilka godzin później komunistyczne siły porządkowe rozpędziły pałkami pierwszą manifestację, pod klubem studenckim “Żak”. 15 marca sytuacja się powtórzyła we Wrzeszczu, na dużo większą skalę. W obu przypadkach Kociołek miał istotny wpływ na podejmowane decyzje. 

Gdy w grudniu 1970 roku robotnicy Gdańska i Gdyni wyszli na ulice, by żądać poprawy warunków życia, to Kociołek jako I sekretarz KW PZPR zgodził się na użycie broni palnej przeciwko manifestantom. Za sprawą “Ballady o Janku Wiśniewskim” przeszedł do historii jako “kat Trójmiasta”. 

Kłamliwa propaganda

Tego samego dnia - 12 marca - gdy Kociołek musiał salwować się ucieczką z Politechniki Gdańskiej, zbuntowani studenci poszli do Śródmieścia, pod siedzibę klubu studenckiego “Żak”. Ślepy traf chciał, że członek rządu - minister spraw zagranicznych Adam Rapacki - miał tam umówione dużo wcześniej spotkanie z aktywem młodzieżowym partii. Zebrani pod “Żakiem” studenci domagali się, żeby Rapacki wyszedł do nich i wyjaśnił, dlaczego “władza ludowa” w Warszawie bije pałkami ludzi na ulicach. Dygnitarz w ogóle nie pokazał się zebranym, których było co najmniej 1500. Zamiast tego nastąpiła akcja milicjantów i ormowców z pałkami, którzy zaatakowali tłum. Nie było żartów - bito po głowach, plecach, kończynach. Część osób zatrzymano.

Następnego dnia w prasie nie wydrukowano ani słowa o brutalnym rozpędzeniu protestu pod “Żakiem”, pojawiły się natomiast kolejne propagandowe kłamstwa. Studenci PG nie chcieli dać za wygraną - postanowili zwołać manifestację na 15 marca. Informacje o proteście przekazywali nie tylko “pocztą pantoflową” - pisali ulotki, rysowali plakaty. Najskuteczniejszym kanałem komunikacyjnym okazały się pociągi SKM, gdzie kartki z informacjami od studentów były błyskawicznie rozchwytywane przez pasażerów. Ten sposób łamania monopolu informacyjnego komunistów świetnie sprawdził się również w sierpniu 1980 roku.

Protest robotników

Po zajściach, do których doszło wcześniej w Warszawie, pezetpeerowskie władze miały już wypracowany sposób działania. Zależało im na odseparowaniu środowisk robotniczych od ośrodków buntu - dlatego w zakładach pracy organizowano propagandowe spotkania, zwane masówkami. Partyjni agitatorzy nastawiali robotników przeciwko młodym. Mówiono: “Zobaczcie, wy tutaj ciężko pracujecie w pocie czoła, a ta młodzież niewdzięczna nie docenia, że ma lekkie życie i zamiast się uczyć, gryzie w rękę swoją ludową Ojczyznę, która stwarza im warunki do zdobycia wykształcenia i godnego życia. 

Robotników przestrzegano przed “wichrzycielami” i zachęcano, by trzymali z władzą, która najlepiej zadba o ich interesy.

Przed manifestacją 15 marca we Wrzeszczu, studenci Politechniki Gdańskiej wysyłali emisariuszy do zakładów pracy. Młodzi mówili: “Chodźcie z nami!”. Wszędzie przyjmowani byli obojętnie lub z niezadowoleniem. 

Dzień kulminacji

To był piątek, 15 marca. Na polecenie rektora Politechniki Gdańskiej na terenie uczelni rozwieszono 50 plakatów, informujących, że zaplanowany wiec nie odbędzie się. 

Jednak studenci rozwieszali własne plakaty i rozdawali ulotki. Potwierdzały, że manifestacja odbędzie się o godz. 16, i ma być na niej podana “prawdziwa wersja odnośnie wystąpień studenckich w Warszawie i Gdańsku”. Jeden z plakatów informował: “Nawiązaliśmy kontakt z robotnikami Stoczni im. Komuny paryskiej w Gdyni - chcą nam pomóc, nie było tam wiecu potępiającego studentów”.

Tłum zaczął się gromadzić po godz. 14.45 w rejonie gmachu opery i konsulatu Chin - niedaleko alejki, prowadzącej do bramy głównej PG. Te miejsca leżą przy osi głównej arterii komunikacyjnej miasta, dlatego do zbiegowiska zaczęły dołączać osoby przypadkowe, w tym robotnicy wracający z pracy. Dominowała młodzież szkolna i studencka.

Władze zgromadziły przeciwko manifestantom duże siły porządkowe. 

  • 1170 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej
  • 218 “tajniaków” znajdujących się wśród manifestantów
  • 1890 członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO)
  • 470 oficerów Ludowego Wojska Polskiego w ubiorach cywilnych
  • Pięć wozów gaśniczych Straży Pożarnej - do polewania protestujących strumieniami wody

W sumie władze miały do dyspozycji grubo ponad 3000 silnych i uzbrojonych mężczyzn, którzy w razie potrzeby mogli być użyci do rozproszenia manifestacji. 

Zamieszki trwały do wieczora

Pierwsze próby opanowania sytuacji służby porządkowe podjęły około godz. 15. Na widok zbliżających się oddziałów z gumowymi pałkami tłum zareagował agresją. Na mundurowych i ich samochody posypały się sporej wielkości kamienie, których było pod dostatkiem na torowisku tramwajowym. Milicjanci zaczęli miotać przy pomocy ręcznych wyrzutni ładunki chemiczne, z których uwalniał się gaz pieprzowy. Miały one wielkość i kształt krążków do gry w hokeja - dym, który się z nich uwalniał, był tak silny, że nie tylko powodował łzawienie oczu i wywoływał kłopoty z oddychaniem, ale wręcz obezwładniał osoby, które znalazły się w pobliżu.

Z raportu przesłanego potem z Gdańska do MSW wynika, że “w szczycie działań w rejonie operacji tłum obliczano na około 20 tysięcy, w tym kilka tysięcy aktywnych”. Nie ma podstaw, by podważać te dane - historycy uważają je za rzetelne.

Zamieszki trwały do godz. 20. Protestujący spalili jeden milicyjny samochód marki “Lublin”, rozbili też jedną “Nysę”. Rannych zostało 12 milicjantów, z czego dziewięciu przewieziono do szpitala. 

Siły porządkowe zatrzymały w sumie 197 osób. 

Początek drogi do wolności

Gdańsk z tamtych dni jest świetnym potwierdzeniem tezy, że w marcu 1968 roku po raz pierwszy na masową skalę ujawnił się kryzys zaufania do państwa, jakie zbudowali komuniści. Bardzo popularny Gomułka, którego do władzy wyniósł polski Październik, stawał się postacią zgraną i coraz mniej wiarygodną. Do głosu dochodziło nowe pokolenie, które było zbyt młode, by pamiętać wojnę. Chciało zmian. 

Rola stolicy w wydarzeniach prowadzących do Marca 1968 była oczywiście kluczowa. Warszawa stanowiła epicentrum antysemickiej i antyinteligenckiej nagonki, jaką rozpętały władze PRL-u. Ze sceny Teatru Narodowego zdjęto Mickiewiczowskie “Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, które swoją wymową rzekomo godziły w przyjaźń polsko-radziecką. W stolicy właśnie doszło do napięć społecznych, manifestacji, brutalizacji działania władz. Na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego 8 marca brutalnie pobito studentów. 

Jednak to Gdańsk po raz pierwszy pokazał ducha solidarności z ofiarami zajść w Warszawie. Setki osób zapłaciło za to represjami ze strony władz. Tysiące gdańszczan dobrze pamiętały wydarzenia z 1968 roku i w grudniu 1970 roku ostatecznie straciły złudzenia, co do charakteru komunistycznej władzy. Gdy nadszedł sierpień 1980 roku, wiedzieli, po której stanąć stronie.

fot.Stefan Figlarowicz IPN/gdansk.pl

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda