Minister edukacji miała być w Gdańsku, ale przysłała swoją wice. Samorządowcy i nauczyciele rozczarowani
To miała być rzetelna dyskusja o planowanych przez rząd PiS zmianach w szkolnictwie. W auli Politechniki Gdańskiej zebrało się ponad 200 osób z całego Pomorza. Zgodnie z zapowiedzią mieli się spotkać z panią minister edukacji narodowej Anną Zalewską, ale pani minister nie przyjechała. Nie było to jedyne rozczarowanie.
Fot: Dominik Paszliński/www.gdansk.pl
Konferencję “Rola i zadania samorządu w zmianach w systemie oświaty” zwołano na czwartek, 27 października, z inicjatywy wojewody pomorskiego Dariusza Drelicha i pomorskiej kurator oświaty Moniki Kończyk. Lista zaproszonych obejmowała 275 osób - w tym 140 przedstawicieli gmin wiejskich i miejskich (jako tzw. organów prowadzących placówki oświatowe publiczne), 120 dyrektorów szkół niepublicznych i 15 parlamentarzystów, a także europarlamentarzystów. Przyszli prawie wszyscy.
Wśród zaproszonych znalazła się Palmira Trzcińska-Kowalska, pełnomocniczka władz samorządowych gminy i miasta Prabuty ds. oświaty, kultury, sportu i współpracy z organizacjami pozarządowymi. Spod swojego domu do gmachu Politechniki Gdańskiej przejechała blisko 100 km, by - jak wynikało z zaproszenia - od samej minister Zalewskiej dowiedzieć się, dlaczego PiS z taką determinacją dąży do przeprowadzenia głębokich zmian w oświacie - m.in. poprzez likwidację gimnazjów.
- Obiecałam naszym radnym, że po tym spotkaniu przedstawię im konkrety na temat planowanych zmian, prosto od pani minister - stwierdziła Palmira Trzcińska-Kowalska w rozmowie z portalem gdansk.pl.
Gdy bezpośrednio przed spotkaniem dowiedziała się, że minister Zalewskiej nie będzie w Gdańsku - była wyraźnie rozczarowania, podobnie jak większość przybyłych.
- Minister Zalewska jest twarzą tych zmian - zauważyła. Trzcińska-Kowalska. - Nie jest wszystko jedno czy ona sama mówi, co nas czeka w najbliższych miesiącach, czy robi to ktoś w jej zastępstwie.
W zastępstwie, ze stolicy do Gdańska (dystans ok. 360 km) przybyła wiceminister Teresa Wargocka. Od początku dało się zauważyć, że chodzi nie tyle o wymianę poglądów, co o przekonanie gości konferencji do pomysłów przygotowanych przez resort edukacji narodowej.
Pomorscy samorządowcy i dyrektorzy szkół niepublicznych dowiedzieli się więc od Teresy Wargockiej, że minister Zalewska nie mogła przyjechać do Gdańska z powodu obowiązków, które zatrzymały ją w Warszawie (“Życie jest dynamiczne, dzisiaj jest zakończenie konsultacji, ostatnie ustalenia związane z przekazaniem ustaleń prawo oświatowe i przepisy wprowadzające prawo oświatowe”).
- Nie chcieliśmy Państwa zawieść - stwierdziła wiceminister Wargocka. - Jestem, żeby rozmawiać z Państwem na temat zmian w systemie oświaty, które proponujemy w najbliższych rozwiązaniach legislacyjnych.
Zebrani dowiedzieli się od zastępczyni minister Zalewskiej, że:
Zmiany są konieczne, ponieważ dotychczas funkcjonujący “gimnazjalny” system jest absurdem. “Otóż podstawą programową 3-letniego gimnazjum, tą podstawą objęto pierwsze klasy wszystkich szkół ponadgimnazjalnych. I oto mamy w praktyce taką sytuację, która trwa od 2009 roku, że tę samą podstawę programową - a podstawa programowa zawsze nam mówi jaką wiedzę, jakie kompetencje, jakie umiejętności, ma uczeń po skończeniu cyklu kształcenia - kończy się tę podstawę dla ucznia w różnych szkołach... Jedni poszli do liceum, drudzy do technikum, trzeci do szkoły zasadniczej zawodowej, zmieniły się zespoły klasowe, zmienili się nauczyciele… I ci nauczyciele mają skończyć dzieło swoich poprzedników… Proszę Państwa, to jest absurd. 2009 rok był całkowitym rozbiciem organizacji kształcenia na poziomie średnim. I musimy sobie z tego zdawać sprawę. To jest główny powód dla którego, ze względów jakości edukacji, musimy tę zmianę zrobić”.
Dotychczasowy model kształcenia musi być odrzucony w całości. “Konkludując: chciałabym uzasadnić, dlaczego te cykle mają być czteroletnie. Temu służy mój wywód. Cztery lata gimnazjum, bo tu można tę podstawę programową zrealizować w całości. Do tego cztery lata liceum… Część gimnazjalna włączona do szkoły podstawowej jednolitej.
Impulsem do szybkiego wprowadzenia zmian - zaledwie w kilka miesięcy - jest analiza aktualnego stanu gimnazjów i analiza danych statystycznych z zakresu demografii. “Analizy przeprowadzone na podstawie roczników statystycznych, analiz naukowych, opracowań Instytutu Badań Edukacyjnych, to są wnioski z tych materiałów, które zostały wcześniej opracowane. Otóż, proszę Państwa, w Polsce jest ponad 7 i pół tysiąca gimnazjów, to jest pierwszy wniosek. Pani kurator [Monika Kończyk - przyp. red] powiedziała nam już o pierwszym zjawisku: spada liczba uczniów w systemie, spada liczba szkół podstawowych, przyrasta nam liczba gimnazjów. O czym to świadczy? Świadczy to o tym, że rodzice korzystają z oferty gimnazjów niepublicznych, jako tych, które lepiej przygotowują ich dzieci do dalszego kształcenia. Bo głównie w tym sektorze następuje wzrost. Jeżeli w niżu demograficznym tworzymy więcej podmiotów, więcej gimnazjów. to niedługo samorządy będą miały problem - nie w dużych miastach, bo tam są duże skupiska ludności, ale w skali kraju - utrzymać oddzielny typ szkoły, jakim jest gimnazjum. Gimnazja na początku liczyły około 300 uczniów, w tej chwili w gimnazjach jest 143 uczniów, średnio w Polsce” (...). “Proszę Państwa, od 1999 roku 61 procent gimnazjów w Polsce wygasiło się samo i Państwo, jako samorządowcy świetnie o tym wiecie”.
Demografia, zwłaszcza demografia na wsiach, spowodowała to, że część gimnazjów w Polsce funkcjonuje w zespołach szkół ze szkołą podstawową. “To jest bardzo ważna informacja, bo można powiedzieć, że te dwie szkoły funkcjonują w modelu szkoły 8-klasowej. Te same klasy przechodzą z podstawówki do gimnazjum często z tym samym nauczycielem, często w tym samym budynku”.
Celem wprowadzanych zmian jest zrównanie szans edukacyjnych młodych Polaków. “Wyniki najlepszych gimnazjów są czterokrotnie wyższe od gimnazjów najsłabszych. Takiego rozwarstwienia, takiego zróżnicowania, nie ma w całej Europie. Jeżeli powodem założenia gimnazjów było wyrównanie szans edukacyjnych wszystkich młodych Polaków, to możemy dzisiaj w 100 procentach powiedzieć, że ten cel został absolutnie nieosiągnięty. Wręcz przeciwnie: nierówności i szanse edukacyjne się pogłębiają”.
Braw nie bił m.in. Wojciech Książek, przewodniczący Sekcji Oświaty i Wychowania Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność. Nie zabrał głosu w auli Politechniki Gdańskiej, ale w kuluarach nie krył rozczarowania słowami wiceminister Wargockiej. Książek pod koniec lat 90. był wiceministrem oświaty w rządzie AWS, miał duży wpływ na kształt wprowadzonej wówczas reformy szkolnictwa.
- Nie można mówić, że poprzednicy zrobili wszystko źle - stwierdził w rozmowie z portalem gdansk.pl. - To nie jest w porządku. Gimnazja się sprawdziły, podniosły w swoim czasie jakość wykształcenia, dzięki czemu młodzi Polacy byli lepiej przygotowani do znalezienia pracy na rynku europejskim. Takie były czasy. Wtedy trzeba było szukać pracy za granicą. Dziś praca czeka w kraju, więc być może czas jest na kolejne zmiany. Jednak polska edukacja nie zasługuje na tak radykalne zmiany. I na pewno nie można tego robić w tak krótkim czasie. Z ludźmi trzeba dyskutować, przekonywać, a tak - pomimo zapewnień ministerstwa edukacji - się nie dzieje. Dotyczy to zarówno nauczycieli, jak i rodzin uczniów. Na Pomorzu jest 421 gimnazjów, w których pracuje ponad 2 i pół tysiąca nauczycieli. Nic dziwnego, że zapowiedziane przez MEN plany likwidacji gimnazjów budzą duży niepokój.
Podczas konferencji w auli PG głos zabrali - i otrzymali gromkie brawa zdecydowanej większości uczestników spotkania - dwaj samorządowcy: wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk i wiceprezydent Sopotu Marcin Skwierawski. Obaj domagali się od wiceminister Wargockiej, by mówiła o konkretach - jak ma wyglądać realizacja zamierzeń rządu na poziomie gmin, skoro wciąż brakuje przepisów wykonawczych. Obaj nie mieli wątpliwości, że skuteczne wprowadzenie tak głębokich zmian w systemie edukacji w ciągu zaledwie trzech miesięcy jest praktycznie niemożliwe - czemu zresztą dzień wcześniej, 26 października, dała wyraz strona samorządowa Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
- Wszystkie te uwagi są negatywne - przypomniał Piotr Kowalczuk. - Czy w związku z tym nie uważa Pani za zasadne, aby przesunąć w czasie zrealizowanie tych zadań, jeśli one mają służyć rzeczywiście dla dobra uczniów i ma być to “dobra zmiana”, jak państwo to zapowiadacie. W Pani wystąpieniu dzisiejszym nie padły argumenty, które miałyby takie wprowadzenie tych zmian uzasadniać. Takie argumenty nie padły ani dzisiaj, ani w Toruniu, ani na żadnym innym spotkaniu. Również na tym, na które pani minister nie przyjechała, chociażby do Gdańska, gdy obradowało ponad tysiąc dyrektorów szkół z całej Polski… Reprezentujący wówczas ministerstwo wiceminister Kopeć te z na te pytania nie odpowiedział…
Wiceminister Wargocka nie pozostawiła wątpliwości: nie będzie więcej czasu na wprowadzenie zmian. Do końca roku kalendarzowego odpowiednie zmiany ustawowe zostaną wprowadzone przez Sejm i prezydenta Andrzeja Dudę. Samorządy będą miały na wprowadzenie ich w życie czas do końca marca 2017 r.
Wiceprezydent Sopotu Marcin Skwierawski protestował przeciwko temu, że rząd przyznał sobie więcej czasu na przygotowanie zmian niż samorządy i dyrektorzy szkół otrzymali na ich wprowadzenie.
Konferencję zakończył wojewoda pomorski Dariusz Drelich, który wywołał konsternację dużej części uczestników spotkania stwierdzeniem, że przebieg dyskusji był dla niego rozczarowujący, bowiem liczył na głosy merytoryczne, a tymczasem wypowiedzi przeciwników zmian wprowadzanych przez MEN miały charakter agitacji politycznej.
Głos z gminy: to my zapłacimy za błędy Warszawy
Palmira Trzcińska-Kowalska po konferencji w Gdańsku wróciła do Prabut. Przez kolejne godziny analizowała to, co usłyszała jako była nauczycielka i aktualna pracownica samorządu odpowiedzialna za stan szkolnictwa - w sumie 29 lat doświadczenia w pracy na rzecz edukacji. Wieczorem dziennikarz portalu gdansk.pl zadzwonił do niej, by podzieliła się wrażeniami ze spotkania w auli Politechniki.
- Są mieszane - stwierdziła. - Przede wszystkim pani kurator nie przedstawiła informacji o przygotowaniu gmin, które są dla szkół organami prowadzącymi, do szykowanych przez ministerstwo zmian. Skupiła się na przedstawieniu danych statystycznych, a warto pamiętać powiedzenie o tym jakie są stopnie kłamstwa: zwykłe kłamstwo, obłuda i średnia statystyczna. Mnie osobiście nie przekonały dane o spadku liczby uczniów, co miałoby potwierdzać konieczność likwidacji gimnazjów. Liczby cytowane przez panią kurator kończyły się na 2013 roku. Tymczasem z dostępnych już danych za rok 2015 wynika, że znacząco zaczęła rosnąć liczba urodzeń, więc liczba uczniów w dalszej perspektywie zapewne będzie rosła. Sprawa jest zbyt poważna, by tego nie uwzględniać, bo chodzi między innymi o miejsca pracy w oświacie. To nie jest prawda, że wprowadzane zmiany nie spowodują zwolnień w szkołach.
Bardzo mi się nie podobało to, co na koniec powiedział wojewoda, że słyszał wypowiedzi polityczne - dodaje Palmira Trzcińska-Kowalska. - To nie jest polityka. My, samorządowcy i dyrektorzy szkół po prostu najlepiej znamy problemy, z którymi trzeba będzie się zmierzyć. Zapowiadane przez rząd zmiany są tak głębokie, że nie da się ich odpowiedzialnie wprowadzić w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Tymczasem nie usłyszeliśmy od pani wiceminister praktycznie żadnych konkretów. Ci, którzy teraz tak forsują likwidację gimnazjów, powinni mieć trochę wyobraźni, bo to są ważne zmiany w życiu ogromnych rzesz ludzi i na koniec to my, samorządy i dyrektorzy szkół, będziemy musieli borykać się ze skutkami błędów i niedoróbek, które ktoś popełnił na samym szczycie, w Warszawie.
Źródło: gdansk.pl