Trzecia edycja biegu #RUNGDN w ekstremalnym wydaniu
Ostre podbiegi, urozmaicony teren i 5 lub 10 kilometrów do pokonania w ekstremalnym wydaniu czekało na śmiałków, którzy podjęli wyzwanie i wystartowali w dniach 8-9 maja w trzeciej imprezie cyklu #RUNGDN na torze motocrossowym w Gdańsku.
Impreza biegowa w nietypowej jak na tego rodzaju aktywność scenerii, na pewno nie była wyzwaniem dla wszystkich. Miała charakter biegu przeszkodowego, z licznymi górkami i zbiegami czyniąc ze startu trening interwałowy. Tu na pewno trzeba było wykazać się solidną kondycją i umiejętnością radzenia sobie w ternie innym, niż na płaskich nawierzchniach. Dla wielu był to jednak dodatkowy magnes i forma sprawdzenia się w cięższych warunkach terenowych. Mimo, że wysiłek, jaki trzeba było włożyć w pokonanie 5 lub 10 kilometrów był znaczny, uczestnikom dopisywały dobre nastroje .
- Biegliśmy razem w naszej grupie biegowej, która roboczo nazywa się Pingwin Team Show Must Go On i liczy 12 osób. Spodziewaliśmy się, że tor motocrossowy będzie wyzwaniem. I był - dużo podbiegów, a potem zbiegów. Było fajnie. Inaczej. Totalnie za miastem, świeże powietrze, coś zupełnie innego. Dla nas to był taki bieg górski. Jako pierwsi ruszyliście z imprezami w tym okresie pandemicznym, dzięki wam się ruszamy. Można się razem wspólnie spotkać, porywalizować, ale i wspomagać wzajemnie i to jest super – podsumował jeden z uczestników, Andrzej Ślusarczyk.
Na mecie na każdego zawodnika czekał pamiątkowy medal.
- Biegłam na 10 kilometrów, więc wrażenia były mega. Naprawdę ciężki tor. Prawie jak bieg przeszkodowy - dwa w jednym. Dużo wzniesień i górek. Ale było super. Biegliśmy całą grupą, wspieraliśmy się wzajemnie. Wszystkim strasznie tych imprez brakowało, to sukces, że to się już na nowo zaczęło. Inny klimat niż podczas treningu, ta atmosfera, można się z ludźmi spotkać, pogadać i pośmiać. W tym roku to był nasz trzeci start w waszych imprezach, a dla mnie kolejna „dyszka” – cieszyła się na mecie Agnieszka Grudecka.
Co ważne, zawody odbyły się w odpowiedniej dyscyplinie, zgodnie z reżimem sanitarnym. Starty były podzielone na grupy, tak by jednorazowo mogła wystartować dopuszczalna ilość osób. Co również ważne, wiele osób doceniało możliwość wzięcia udziału w prawdziwej rywalizacji, z innymi startującymi, z pomiarem czasu i z pewnością nie mogą doczekać się kolejnych zawodów.
- Plan przed biegiem taki, żeby złamać 45 minut, udało się z nawiązką. Co prawda według zegarka nie było pełnej „dychy”, ale sądzę, że jednak te górki i przewyższenia sprawiły, że jednak była. Absolutnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, chociaż wiedziałem, że na torze motocrossowym może być ciężko. Świetny trening wytrzymałościowy, super trasa. Dobre przetarcie przed „połówką” i Maratonem. W Gdańsku zawsze atakuje życiówki i tak samo będzie w tym roku – dodał Tomasz Szczykutowicz.
Fot. mat. organizatora