Szczęśliwe zakończenie sezonu dla Arki Gdyni
O piątkowym zwycięstwie z Zagłębiem Lubin, emocjach towarzyszących piłkarzom przed meczem, przyszłym sezonie piłkarskim i ostatnim nieczystym zagraniu Rafała Siemaszki, opowiadał trener Arki Gdynia – Leszek Ojrzyński.
- Gratuluję utrzymania się w ekstraklasie. Drużyna hucznie świętowała zwycięstwo?
- Nie, nie było na to czasu. O szóstej rano byliśmy już w Gdyni, ale w autokarze nie brakowało przyśpiewek, pozwoliliśmy sobie wreszcie na odprężenie. Nastroje są bardzo pozytywne.
- Jak Pan ocenia pracę na boisku piłkarzy Arki Gdynia na piątkowym meczu? Wynik 3:1 jest powodem do dumy?
- Najważniejsze było zdobycie trzech punktów, a wynik meczu jest drugorzędną kwestią. Oczywiście, idealnie byłoby, gdybyśmy nie stracili żadnej bramki. Niestety, na początku drugiej połowy doszło do gola samobójczego – tak bywa. Mimo to widać, że drużyna jest bardziej zmotywowana. Zagłębie było już chyba bardziej myślami przy urlopach. Co prawda, ostatnie mecze zagrali bardzo dobrze i dzięki temu zajęli dziewiątą pozycję w zestawieniu, ale my byliśmy bardziej zdeterminowani. Szybko zdobyliśmy bramki, znaczącą przewagę i poczucie bezpieczeństwa na boisku. To wpłynęło na to, że odnieśliśmy sukces.
- Spodziewaliście się wyniku meczu?
- Nigdy nie należy się niczego spodziewać, a jedynie wierzyć w zwycięstwo. Najważniejsza jest ciężka praca i wytrwałość w walce.
-Jak ocenia pan przebieg meczu? Z jednej strony Zagłębie wymieniło mnóstwo podań i dominowało w prowadzeniu piłki, ale za to Arka oddała najwięcej strzałów na bramkę.
- Taki mieliśmy plan: zagęszczenie środkowej stref i agresywna gra na swojej połowie. Przewaga Zagłębia wzięła się stąd, że długo rozgrywali piłkę na swojej części. Nam pozostało tylko czekać na „odpowiedni moment” - jak tylko pojawiła się szansa na przejęcie piłki, wykorzystywaliśmy ją i stąd trzy gole. Po każdym strzale, graliśmy w obronie coraz uważniej i dlatego nasz plan się powiódł w tym spotkaniu.
-Co zasługuje na szczególną pochwałę, a czego zabrakło piłkarzom podczas meczu?
- Nie zabrakło niczego. Jest takie powiedzenie: „Zwycięzców się nie sądzi”. Chciałbym przy tym pozostać. Mieliśmy dwa cele: osiągnąć dobry wynik w postaci tych trzech punktów, o których już wspominałem, i utrzymanie się w ekstraklasie – chłopaki wykonali to zadanie i należą im się gratulacje.
Na pochwałę na pewno zasługują determinacja i dyscyplina taktyczna. Wiedzieliśmy jak gra Zagłębie, przygotowaliśmy się na ich sposób prowadzenia przez nich piłki. Zastanawialiśmy się, czy trener Zagłębia wprowadzi na boisko może jeszcze dwóch młodszych zawodników, ale postawił jednak na doświadczonych piłkarzy.
-Rozumiem, że w takim razie Zagłębie nie zaskoczyło niczym Arki?
- Tak. Pod koniec ligi, rozegraniu tylu meczów, pewne rzeczy są już bardzo przewidywalne. Oczywiście, zdarzają się zaskakujące sytuacje - bo taka jest specyfika piłki nożnej – ale w tym przypadku chłopaki skrupulatnie wykonali swoje zadanie i nie pojawiło się nic, co mogło ich wytrącić z równowagi.
-Dla Pańskiej drużyny był to decydujący mecz, dla Lubina wszystko od początku było jasne – nie mieli już nic do stracenia. Piłkarze Arki czuli dużą presję?
- Presja była ogromna, to się dawało wyraźnie wyczuć. Pilnie przygotowywaliśmy się do tego spotkania. W końcu to był ostatni mecz na zasadzie„być albo nie być”. Dla niektórych piłkarzy była to ogromna stawka, część z nich nie ma podpisanego kontraktu. Graliśmy też dla kibiców, pracowników klubu i nie chcieliśmy nikogo zawieść. Walka w ekstraklasie wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Wiedzieliśmy, że jeśli potknie nam się noga i Łęczna nas wyprzedzi, będzie to dla nas koniec. Musiałem cały czas wzmacniać wiarę chłopaków w powodzenie.
- Jak Pan ich motywował?
- Były analizy, liczne spotkania i odprawy. Na szczęście, mam kilku zawodników z silnymi cechami przywódczymi, np. Krzyśka Sobieraja czy Jacka Łukasiewicza, którzy bardzo mi pomagają w pracy trenera. Cieszę się, że tacy zawodnicy są w Arce. W końcu to oni mają bezpośredni kontakt z piłkarzami na boisku, są moim „przedłużeniem”. Kiedy cała drużyna wraz z trenerem się uzupełnia, wtedy można liczyć na sukces.
- Przed meczem z Zagłębiem zapowiadał Pan, że jeśli drużyna przegra, rezygnuje ze stanowiska trenera. Wygraliście – czy to oznacza, że poprowadzi Pan piłkarzy w przyszłym sezonie?
- Myślę, że tak. Moim marzeniem było utrzymanie się w ekstraklasie. Co prawda, „nigdy nie mów nigdy” - zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni. Tak, jak już zaznaczyłem, niektórzy zawodnicy nie mają kontraktów. Nie jestem nowicjuszem i wiem jak bywa w ekstraklasie - nie da się przewidzieć wszystkiego. Chciałbym, żeby Arka cały czas się wzmacniała, wypadała coraz lepiej. Już niedługo usiądziemy do spokojnych rozmów, by dobrze zacząć nowy sezon. A teraz przede wszystkim jest czas na odpoczynek.
-Czy myślał Pan już o taktyce na przyszły sezon? Jakieś zmiany?
- Już od razu po meczu myślałem o przyszłym sezonie. Liczę, że w najbliższym czasie omówimy wszystko, co niezbędne.
- Jakie cele postawi sobie drużyna w przyszłym sezonie?
- Nie wiem, najpierw trzeba mieć drużynę. Podkreślę jeszcze raz, wielu chłopaków jest bez kontraktu. Nie umiem stwierdzić, kto z nich zostanie. Będziemy jeszcze o tym rozmawiać, co nie będzie proste. Najbardziej oczywistym celem, który się nie zmieni, jest utrzymanie pozycji. Jeśli klub znajdzie odpowiedniego sponsora i zyska dobre zaplecze finansowe, wtedy możemy myśleć nawet o pierwszej ósemce. Niestety, budżet Arki jest jednym z najniższych w lidze.
- Nawiązując do poprzedniego meczu z Chorzowem, który po ręce Siemaszki, odbił się głośnym echem w mediach sportowych – uważa Pan, że Arka zasłużyła na bycie w ekstraklasie?
- Uważam, że zasłużyła. To był tylko jeden incydent, do którego doszło nie w 93 minuta meczu, tylko 23. Pomyłki się zdarzają. Ruch po tym meczu stracił szansę na utrzymanie pozycji, ale tak samo my możemy wypominać błędy innym przeciwnikom. Tak bywa w piłce nożnej. Arka awansowała, ponieważ zremisowała z Piastem i Wisłą, teraz wygrała z Zagłębiem - to przede wszystkim wpłynęło na zajęcie dobrego miejsca w zestawieniu.
- Gdyby gol z ręki nie został uznany, Arce i tak udałoby się wygrać spotkanie z Chorzowem?
- To jest gdybanie, a nie lubię tego robić. Życie nie lubi próżni – każda sytuacja przynosi coś nowego.
-Działacze Ruchu Chorzów odwołali się do Komisji Ligi i domagają powtórki meczu, co zresztą zostało skrytykowane przez Zbigniewa Bońka. Jakie jest Pana zdanie o meczu?
- Uważam, że jest to bezpodstawne, choć rozumiem ich rozczarowanie. Strzał niezaprzeczalnie był wykonany z ręki. Należy jednak pamiętać, że w każdej kolejce są ze dwa mecze z takimi momentami. Gdybyśmy mieli powtarzać wszystkie spotkania, w których doszło do takich nieprawidłowości, ocieralibyśmy się o absurd.
- Od przyszłego sezonu takich sytuacji powinno być już mniej, ponieważ w ekstraklasie będzie wykorzystywany system VAR. Co Pan sądzi o tej technologii? Jest potrzebna?
- Jak najbardziej, za takie incydenty (zaznaczę tylko, że Rafał nie do końca strzelił ręką – wystawił ją, by przeszkodzić bramkarzowi), powinno się karać zawodników tak samo jak za brutalne zagrywki. Po wprowadzeniu VAR, gra na boisku będzie czystsza. Zawodnicy bardzo często nabierają sędziów, np. na rzuty karne.
- Jak podsumowałby Pan cały ten sezon? Jak się spisali gdyńscy piłkarze? Ich gra nie była stabilna. Z jednej strony wygrana w Pucharze Polski, z drugiej - porażki i o mały włos wypadnięcie z ligi.
- Nie chcę podsumowywać, bo nie byłem w tym sezonie od samego początku. Mogę jedynie wyrazić opinię o okresie, w którym przejąłem drużynę. Na początku Arka wygrywała, dało jej to niebagatelny bagaż punktowy i zagwarantowało dobrą pozycję. Dalej było o wiele gorzej, wpływ na to na pewno miała też zmiana trenera. Ogólnie, sezon jest jednym z najlepszych w historii: Puchar Polski i utrzymanie się w Ekstraklasie.
-Został Pan trenerem drużyny w bardzo trudnym momencie. Ciężko prowadzi się Arkę do zwycięstwa?
- Tak, bardzo ciężko. Przejąłem drużynę, która była w dołku. Wielu zawodników było kontuzjowanych – 4 napastników w kadrze i tylko jeden był w 100% zdrowy. Wcześniej myślałem, że szybko zapewnimy sobie byt ligowy. Tymczasem okazało się, że drżeliśmy do ostatniej kolejki. Myślę jednak, że bardzo dojrzeliśmy przez ten czas.
- Nie krył Pan, że ma świadomość, jaka jest kondycja Arki. Skąd zatem pojawiła się ta deklaracja o odejściu, skoro wcześniej była w Panu taka determinacja?
- Już na pierwszym spotkaniu zakładałem taki przebieg zdarzeń. Zawsze trzeba mieć przygotowany czarny scenariusz. Od samego początku interesowała mnie ekstraklasa.
-Na koniec naszej rozmowy może parę słów do kibiców?
- Chciałbym, żeby na meczach pojawiało się coraz więcej kibiców. Na trybunach nadal są puste miejsca. Podczas meczu na Stadionie Narodowym przeżyłem niesamowite chwile, spotkanie oglądało na żywo ponad 12 000 ludzi. Wiadomo, że jeśli drużyna gra dobrze, łatwiej przekonać do siebie kibiców. Bardzo potrzebujemy wsparcia fanów Arki. Mogę zapewnić, że damy z siebie wszystko. Chcemy, żeby kibice byli z nas dumni i nie wstydzili się swojej drużyny.