Posiłki prosto do domów dla najbardziej potrzebujących
Każdego dnia 160 potrzebujących gdynianek i gdynian otrzymuje, prosto do domu, posiłki interwencyjne. Zapewnia je Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdyni, a dostarczają pracownicy Spółdzielni Socjalnej „Razem”. Za każdym razem robią jednak coś więcej: upewniają się, że osoba, do której przychodzą, ma się dobrze.
W tym roku gdyńska Spółdzielnia Socjalna „Razem” obchodzi 10-lecie. Jej oferta to – do niedawna - usługi caterignowe, a cel – niezmienny – aktywizacja społeczna i zawodowa osób z niepełnosprawnościami. Od początku współpracuje z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Gdyni, zatrudniając osoby z niepełnosprawnościami i zapewniając wyżywienie podopiecznym np. środowiskowych domów pomocy, Domu Pomocy Społecznej przy ul. Pawiej czy Gdyńskiego Ośrodka Wsparcia Chwarznieńska 93. Oprócz tego – posiłki dla szkół czy przedszkoli.
- Dzięki Spółdzielni Socjalnej „Razem” i Wojciechowi Giruckiemu, jej prezesowi nasi podopieczni, borykający się z różnymi problemami, wychodzą na życiową prostą, stają na nogi – mówi Mirosława Jezior, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gdyni. – Zdobywają nowe kompetencje, zmieniają styl życia, odzyskują samodzielność.
Pandemia koronawirusa przemodelowała jednak działalność spółdzielni. Zamknięto placówki edukacyjne oraz dzienne placówki zapewniające opiekę oraz wsparcie pomocy społecznej.
- Jednocześnie pojawiła się potrzeba zapewnienia posiłków osobom, które z powodu stanu zdrowia czy wieku nie mogą czy nie powinny wychodzić teraz z domu, bo są w grupie podwyższonego ryzyka zakażeniem, podopiecznym środowiskowych domów pomocy, dziennego domu pomocy społecznej i świetlic opiekuńczych, pozostającym w swoich domach – wylicza Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji. – To zadanie powierzyliśmy Spółdzielni Socjalnej „Razem”. Nasza współpraca trwa wiele lat. W tym czasie zdążyliśmy się dobrze poznać, wiele od siebie nauczyć, zrozumieć swoje potrzeby. W sytuacjach nadzwyczajnych, jak ta, nie trzeba między nami wiele słów, by działać odpowiednio do warunków.
- Posiłki zaczęliśmy zapewniać bardzo szybko, bo już w pierwszej połowie marca. To z jednej strony spełnienie ważnej potrzeby, dotarcie ze wsparciem, z drugiej – szansa na przetrwanie spółdzielni. Jesteśmy w sytuacji, w której straciliśmy zdecydowaną większość dochodów, ale możemy utrzymać zatrudnienie, bo mamy co robić – mówi Wojciech Girucki, prezes Spółdzielni Socjalnej „Razem”.
Choć zmienił się profil działalności, spółdzielnia pracuje jak zawsze od godz. 6, gdy w kuchni zjawiają się kucharze. Rozpoczyna się gotowanie obiadu, a gdy będzie gotowy zostanie zapakowany w jednorazowe pojemniki i przygotowany do transportu: do placówek czy mieszkań chronionych oraz mieszkań osób starszych wymagających wsparcia. Przygotowywane też są pakiety żywnościowe z prowiantem suchym, z którego można samodzielnie przygotować posiłki, w ilości wystarczającej na kilka dni. Te pakiety żołnierze WOT dostarczają osobom w kwarantannie.
- W spółdzielni pracuje ponad 20 osób, mamy cztery samochody dostawcze dostosowane do dowozu żywności. Na co dzień zaangażowanych jest trzech kierowców i cztery osoby pracujące w kuchni. Podzieliliśmy się na trzy ekipy, pracujące na zmiany: tydzień na tydzień i weekend. Chodzi o to, by nie mieć kontaktu, by w sytuacji gdy kogoś z nas np. obejmie kwarantanna pozostałe osoby z zespołu mogły pracować dalej – podkreśla Wojciech Girucki. – Nie możemy zachwiać cyklu dostarczania posiłków, to bardzo poważne zobowiązanie.
Pracownicy Spółdzielni „Razem” dostarczają indywidualne posiłki pod około 160 pojedynczych adresów. Docierają do osób, które zgłosiły zapotrzebowanie np. dzwoniąc do dzielnicowych ośrodków pomocy społecznej. Jedzenie przekazywane jest w drzwiach, czasami pozostawiane przed nimi – ale z zachowaniem kontaktu wzrokowego. To ważne, bo czasami odwiedzana osoba chce o coś zapytać, umówić na inny termin.
– Codziennie mamy też okazję sprawdzić, czy ci ludzie mają się dobrze – zauważa Wojciech Girucki. - Nie jesteśmy firmą cateringową, która tylko dostarcza posiłki, ale też w jakimś stopniu czuje się odpowiedzialna za podopiecznych.
Fot. Aleksander Trafas
Źródło: UM Gdynia