O tym co przedwczoraj przydarzyło się w warszawskim metrze...
Przedwczoraj w godzinach porannych byłem świadkiem niecodziennej sytuacji w warszawskim metrze. Nigdy wcześniej nie miałem okazji czegoś takiego doświadczyć.
Czas na wagę złota
Jest późny poranek. Zazwyczaj większość ludzi o tej porze spieszy się do pracy, zmierza na spotkania czy załatwia sprawy. Każda minuta jest "na wagę złota". Komunikacja jest pełna ludzi, a czasami mamy problem z wejściem do środka. Tak bywa w autobusach, czasami tramwajach, rzadziej w pociągach podmiejskich i metrze. I właśniej w tym ostatnim wydarzyła się zaskakująca sytuacja.
Zdarzenie miało mniejsce na linii M1 na stacji Służew, w pociągu jadącym w kierunku Młocin. Jak wspomniałem pora jest taka, że część pasażerów pilnie śledzi każdą sekundę drogi, bo cała podróż jest zaplanowana "co do minuty". A jak jeszcze musimy się przedostać do innego środka komunikacji, tym bardziej jest to dla nas ważne.
Początek akcji
Metro przyjechało, drzwi zostały otwarte, zainteresowani pasażerowie wysiedli i wsiedli, drzwi się zamknęły i... W tym punkcie "programu" powinna pojawić się informacja, że ten skład ruszył i pojechał dalej czyli tak jak dzieje się zazwyczaj i działo w tym przypadku wcześniej i później. Ale nie tym razem! Dziś po raz pierwszy byliśmy świadkami czegoś zupełnie innego.
Od czasu do czasu podróźuję metrem i nie dane mi było kiedykolwiek usłyszeć, jak ktoś przekazuje informację przez głośniki znajdujące się wewnątrz pociągu. Swoją drogą zastanawiałem się czy w ogóle działają, bo jeśli tak, to miło byłoby słyszeć powitanie przez prowadzącego pojazd pasażerów czy ich żegnanie z życzeniami udanego dnia albo przez te samy głośniki spokojną muzykę "w tle". Wiem, wiem, że owe głośniki służą do przekazywania ważnych komuniktatów, ale mogłyby też "robić" coś jeszcze.
Przedwczoraj na stacji Służew, gdzie raczej nie ma tłumów ludzi, a więc i postój nie powinien być długi, ten konkretny skład stał z otwartymi drzwiami dłużej, co zwróciło również moją uwagę i jak większość w takiej sytuacji zastanawiałem się co się dzieje? Kiedy wreszcie drzwi się zamknęły i wszyscy mieli nadzieję, że pojedziemy, nastąpiła "niespodzianka". Otóż metro chwilę postało i za moment drzwi zostały ponownie otwarte. Sądziłem, że mamy do czynienia z bardzo grzecznym prowadzącym, który poczekał na kogoś, kto chciał zdążyć do tego właśnie składu i pewnie biegł, gdy w ostatnim momencie drzwi się przed nim zamknęły. Niestety często byłem świadkiem takich nieprzyjemnych sytuacji. W tym przypadku myślałem, że pewnie jest to starsza pani i trzeba jej pomóc. I bardzo dobrze, bo ludziom zawsze należy pomagać, a szczególnie starszym.
To nie koniec
Po następnej chwili drzwi zostały zamknięte i pociąg ruszał, żeby nagle...stanąć i kolejny raz otworzyć drzwi. Tym razem "kombinowałem", iż może ktoś został zakleszczony w drzwiach albo się przewrócił na peronie. O gorszych rzeczach nie pomyślałem. I tak jak nagle otworzył drzwi, tak nagle je zamknął i przed ruszeniem usłyszeliśmy komunikat: "Gratuluję panowie kontrolerzy wejścia po sygnale i zniszczenia drzwi".
Wow! Nie dość, że się okazało, iż "sprzęt" jest sprawny, to jeszcze prowadzący miał odwagę zwrócić uwagę dwóm panom kontrolującym bilety w pociągu, że są pewne granice przyzwoitości i zachowania. Jestem pod wrażeniem prowadzącego ten skład, który "podziękował"!
Tak przy okazji rozumiem, że należy szanować wszystkie zawody, a przede wszystkim wszystkich ludzi. Zdaję sobie sprawę, że są takie zawody, w których część osób bardziej "musi" niż "chce" pracować - w końcu za coś trzeba żyć. Wiem, że nawet osoby wykonujące pracę kontrolera biletów potrafią być uprzejme, miłe i się tak po prostu uśmiechać. I do tego mówić "dzień dobry", "dziękuję" i "miłego dnia" - sam miałem okazję widzieć pewną panią kontrolerkę w tramwaju tak się zachowujacą. Na marginesie mam nadzieję, że jeszcze pracuje. W tym jednak przypadku owi "bohaterowie" tego opisu za bardzo wczuli się w rolę i zapomnieli, że wcale "wszystkiego nie mogą" i nie jest tak, że są nietykalni. Praca nieprzyjemna i stresująca, ale to nikogo nie upoważnia do łamania przepisów, zasad czy kultury osobistej.
Co się stało później? Ten konkretny skład metra dojechał do następnej stacji Wilanowska, gdzie obaj panowie opuścili pociąg i zapewne poczekali na kolejny. A wszystko miało miejsce w dniu 15 marca 2023 roku, w okolicy godziny 10, na linii M1, na stacji Służew, w pociągu jadącym w kierunku Młocin.
Prośba do Czytelników
Drodzy kochani Czytelnicy zarówno portalu, jak i naszej strony na Facebooku. Prosimy o nadsyłanie opisów podobnych niecodziennych wydarzeń w środkach komunikacji miejskiej, Opublikujemy najciekawsze i "przy okazji" dowiemy się czegoś o tym, jakie rzeczy mogą się dziać w trójmiejskich pociągach podmiejskich, tramwajach, trolejbusach czy autobusach, a może w samolotach. Z góry dziękujemy za informacje i jak zawsze pozostajemy w nieustannym kontakcie...
fot.Metro Warszawskie