Dziady w Polsce za lat 200
"A wiesz ty, co to będzie z Polską za lat dwieście?” – pyta Duch w jednej ze scen "Dziadów" i samo to zdanie wystarczy za powód by właśnie dziś, po upływie tego czasu, powrócić do mickiewiczowskiego dramatu.
– Od 40 lat nie wystawiano "Dziadów" na Pomorzu, a niektóre ze scen konsekwentnie pomijane były także we wcześniejszych inscenizacjach – podkreśla Krzysztof Babicki, reżyser i dyrektor artystyczny teatru. – Podszedłem do tego tekstu kompleksowo, wykorzystując wszystkie części: II, IV, III, a także fragmenty "Ustępu" oraz części I "Widowisko".
Spektakl wystawiony przez Teatr Miejski imienia Witolda Gombrowicza w Gdyni przyjął przy tym konwencję uwspółcześnionej, a zarazem ponadczasowej scenografii i kostiumów. Inscenizacja ta pozwala widzom z jednej strony skupić się na tekście, z drugiej zaś bez kontrowersyjnego efekciarstwa łączy przestrzeń historyczną ze współczesnością. Wystawienie utworu, który był w zamyśle autora romantycznym poszukiwaniem nowej formy, składającego się z otwartych fragmentów, niedokończonych wątków fabularnych i którego główną cechą pozostaje otwarta, swobodna kompozycja, była rzecz jasna poważnym wyzwaniem, z którego zespół teatru wyszedł obronną ręką.
– Pomimo upływu dwustu lat zarówno melodia, jak i rytm języka Mickiewicza pozostają bardzo naturalne i dużo bardziej współczesne niż u innych wieszczów epoki romantyzmu – zauważa Szymon Sędrowski, aktor grający w spektaklu senatora Nowosilcowa.
Na uznanie zasługują też role Piotra Michalskiego (Gustaw – Konrad) i Grzegorza Wolfa (Guślarz – Ksiądz Piotr), w pamięci pozostają też wyraziste postacie Zosi (Weronika Nawieśniak), Zenona (Jacek Bała, reżyser związany już od kilku sezonów z Teatrem Miejskim pokazał, że świetnie daje sobie radę także na scenie), Belzebuba (Bogdan Smagacki) oraz Pani Rollinson (Monika Babicka).
Według mnie spektakl ten warto jednak przede wszystkim obejrzeć po to by zrzucić szkolne (wyniesione czy to z liceum czy ze studiów), stereotypy myślenia o jednym z naszych najbardziej znanych polskich dramatów i dać się ponieść emocjom, których trudno doświadczyć podczas lektury, a które powstają niezwykle naturalnie podczas doświadczania spektaklu. Dzięki inscenizacji Krzysztofa Babickiego staje się jasne, że nie po to pisany był ów dramat by go czytać na czas i poddawać suchej analizie.