mobile

Nie wyobrażam sobie, by emigracja nie była jednym z głównych tematów dzieł sztuki

Prace Wilhelma Sasnala są głosem pokolenia okresu transformacji ustrojowej. Współtworzona przez niego wystawa Migracje|Kreacje porusza temat emigracji politycznej i zarobkowej, która jest doświadczeniem milionów ludzi na całym świecie. W. Sasnal zdradza, co motywuje go do pokonywania strachu i ignorancji wobec problemu masowego przemieszczania się, i jak wykorzystuje to w sztuce.

Maciej Ostrowski
Nie wyobrażam sobie, by emigracja nie była jednym z głównych tematów dzieł sztuki

Emigracja była wpisana w biografię wielu przedstawicieli Pana pokolenia. Jak ten fakt wpłynął na postrzeganie przez Pana tematu emigracji podjętego przez twórców współtworzących wystawę Migracje|Kreacje?

Jestem zbyt młody by należeć do pokolenia emigrantów politycznych. Tą drogą szło pokolenie moich rodziców - mój ojciec wyjechał za granicę w poszukiwaniu pracy. Z drugiej strony jestem zbyt dojrzały, by dzielić doświadczenie emigrantów ekonomicznych, ruszających do Wielkiej Brytanii. We wschodniej Małopolsce, moim rodzinnym regionie, praktycznie nie było rodziny, która nie miałaby kogoś dorabiającego w USA. Poruszenie problemu emigracji było dla mnie oczywiste zwłaszcza, że przez swój stosunek do tego tematu przeciwstawiam się tym, którzy głośno nawołują do zamykania granic.

Wystawa powstała dzięki połączeniu doświadczeń kilku twórców. Jak udało się osiągnąć spójną wizję wystawy?

Dobór artystów był decyzją kuratora wystawy. Jestem zakochany w morzu. Dlatego zależało mi na tym, by wystawa wypadła dobrze i przemówiła do gości.

Czy temat migracji pojawił się w Pana twórczości po raz pierwszy?

Nie. Temat przewijał się przez moje obrazy a także ekranizacje. Wystawa zbiegła się z premierą mojego filmu Słońce, które mnie oślepiło. Dzieło opowiada o losach uchodźców, których tak bardzo się obawiamy. Malowałem również obrazy, przedstawiające czarnoskóre postacie. Prace ukazywały anonimowych ludzi dźwigających torby reklamówki. Wyglądali na zagubionych. Już sam kontekst sugerował odbiorcom, że są to emigranci.

Dziś, gdy rozmawiamy o emigracji, dominującym uczuciem jest strach. Jak postrzegać rolę sztuki wobec negatywnego przekazu w relacjach medialnych i świadomości społeczeństwa o ludziach, którzy opuszczają swoje ojczyzny?

Niestety, nie jestem optymistą, który wierzy w sztukę jako skuteczną broń. Krąg odbiorców dzieł wizualnych jest zbyt marginalny. Nie mam więc złudzeń, że sztuka może wpłynąć na wiele osób. W przeciwieństwie do kina w znikomy sposób oddziałuje na rzeczywistość. Decydujące znaczenie ma przekaz masowy, w którym wyjaśnia się zjawisko emigracji, piętnuje stereotypy, studzi nieuzasadniony lęk. Zapominamy, że to emigranci są ofiarami tego, czego również i my się boimy. Nie wyobrażam sobie, by ich losy nie były jednym z głównych tematów działań artystycznych w dzisiejszych czasach.

W Polsce również?

Oczywiście, wystarczy wspomnieć, np. ostatnią pracę Artura Żmijewskiego.

Ksenofobiczny przekaz jest dla wielu odbiorców bardzo atrakcyjny. Czy sztuka, która walczy z nią, powinna sięgać po takie same środki przekazu?

Odwołam się tutaj do wartości humanitaryzmu i etyki, która nie nawiązuje do jakiejkolwiek religii. Wszyscy tak bardzo chcemy być ludzcy i postępować moralnie (zwłaszcza w kraju, którego 90% mieszkańców deklaruje wiarę chrześcijańską). W tym kontekście nienawiść wydaje się czystym absurdem. W Polsce społeczeństwo bardziej boi się emigrantów, niż utraty pracy czy ubóstwa. Politycy skwapliwie z tego korzystają. Dlatego w pierwszej kolejności apeluję do resztek ludzkiego rozsądku.

Skoro decydujemy się na uprawianie sztuki zanurzonej w tematyce społecznej, trzeba znaleźć formułę, by dzieła nie były z jednej strony zbyt abstrakcyjne, a z drugiej nie kojarzyły się z dydaktyzmem.

Dla artysty to zawsze duży problem. Osobiście nie potrafię znaleźć na to jednoznacznej odpowiedzi. Nie potrafię przemawiać do społeczeństwa. Uważam, że sztuka nie ma i nie musi mieć jednego oblicza. Ta zaangażowana społecznie jest tylko jedną z możliwych postaw. Istnieją artyści, którzy skutecznie docierają do ludzi i wierzę w ich szczerość. Są to, np. prace Joanny Rajkowskiej, Pawła Althamera i Artura Żmijewskiego. Moją pierwszą formą sztuki było malarstwo. Uważam siebie za aktywnego obywatela, ale moje dzieła niekoniecznie są zaangażowane.

Czy pracując nad wystawą dążyliście do nawiązania dialogu z widzem? Jak próbowaliście to osiągnąć?

Musiałem zrezygnować z posługiwania się malarstwem, które jest moim głównym środkiem artystycznego wyrazu, ponieważ przestrzeń miejska zdominowała przekaz. Tutaj pracuje się inaczej niż w galerii czy muzeum. Wiedziałem, że muszę stworzyć coś wyrazistego, przyciągającego uwagę.

Czy cel został osiągnięty?

To nigdy nie dzieje się od razu. Niestety, edukacja artystyczna w naszym kraju, rozmowa o sztuce czy chociażby zwyczaj chodzenia do muzeów, na wernisaże właściwie nie istnieją. Jeśli sztuka przyniesie kiedyś jakiś pozytywny efekt dla nas wszystkich, zwieńczeniem długotrwałego procesu będzie raczej częstsze odwiedzanie wystaw, niż oddziaływanie jakiegoś konkretnego dzieła czy ekspozycji. Na razie jest zbyt wcześnie, by mówić o jakimkolwiek efekcie.

Czy w przyszłości w Pana sztuce również pojawi się wątek walki z uprzedzeniami w kontekście emigracji z Ukrainy czy krajów trzeciego świata?

Właściwie pojawia się przez cały czas. Nawet jeśli nie tworzę sztuki społecznie zaangażowanej to bardzo często łapię się na tym, że moje prace mają drugie dno. Tematy społeczne są bardzo dla mnie ważne i to mnie motywuje. Są mi bliskie nie tylko z etycznego, lecz także z czysto estetycznego punktu widzenia. Chcę o nich mówić również z uwagi na wygodę życia w kraju otwartym na innych. Polska jest tak dziwnym tworem państwowym, mononarodowym. Pewnie dlatego, że po II wojnie światowej w granicach kraju nie pozostał nikt poza Polakami. Tłum ludzi przewijający się przez ulice naszych miast nie jest tak atrakcyjny wizualnie jak w wielonarodowościowych miejscowościach. Są to społeczeństwa dosłownie kolorowe, a bogactwo kulturowe, które przywożą ze sobą przybysze, jest szalenie cenne. Jeśli się nie otworzymy na innych, a polityka, zamykająca przed Polakami drzwi do krajów starej Unii jak przed niechcianym gościem, stanie się rzeczywistością, czeka nas życie w dusznym i odizolowanym kraju.

Z Wilhelmem Sasnalem rozmawiał Maciej Ostrowski

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda